środa, 15 maja 2013

Ósmy

Magda
***
To był bardzo ciężki i nużący dzień.
Praca od dawna nie sprawiała mi już tak dużej przyjemności jak na początku, a dodatkowo ciągle myślałam o swoim życiu. Co ja w ogóle wyprawiałam? Maciek, Kuba, Maciek, Kuba — różnice między nimi się zamazywały, a osoby zlewały w jedną. Byli do siebie tak podobni, a jednocześnie tak różni... jak ogień i woda. 
Maciek kojarzył mi się z nieposkromionym pożarem, który spalał mnie i pozbawiał tchu. Kuba był ukojeniem, niczym łyk zimnego płynu w upalne południe. Obaj mi do życia niezmiernie potrzebni. 
Musiałam przyznać sama przed sobą — nie umiałabym wybrać. Kochałam obu, a tylko w jednym byłam zakochana. Wybór padłby na Maćka, ale co z Kubą? Jak mogłam ciągnąć tą chorą sytuację przez tak długi okres czasu? Byłam podłą egoistką i okropnie żałowałam mojego najdroższego przyjaciela, ale to Maciek rozpalał moje zmysły i sprawiał, że traciłam poczucie przestrzeni i rzeczywistości. Potrzebowałam jedynie impulsu — małego znaku z jego strony, kilku słów, pewnego gestu...
Z zamyślenia wyrwał mnie hałas dochodzący zza drzwi naszej sali. Podniosłam wzrok i wytężyłam słuch, podobnie jak większość osób przebywających wtedy w pomieszczeniu. W holu wybuchło jakieś zamieszanie, słychać było odgłosy szamotaniny, ktoś przemawiał podniesionym, pewnym siebie głosem... Nie, tylko nie to...
 — Proszę zawołać Magdę, muszę jej coś powiedzieć! To ważne... — darł się Maciek.
Nie mogłam go widzieć, więc tylko skuliłam się w oczekiwaniu. Ochroniarz usiłował go uspokoić, ale widocznie mu się nie udało, bo sekundę później Kot wparował do pomieszczenia. Zatrzymał się, jego włosy były rozwiane, a mina zdeterminowana. Gdy mnie zauważył, ruszył natychmiast, a ja niewiele myśląc podniosłam się z miejsca, ale byłam zbyt zaskoczona, by wydusić choćby słowo. Zbliżywszy się, chwycił mnie w ramiona, a później poklepał mocno po plecach, mówiąc bardzo głośno:
 — Tak mi przykro z powodu twojej babci...
Głos przepełniony miał autentycznym bólem, jednak znając jego zdolności, nie dałam się nabrać. Odsunęłam się lekko, żeby być wciąż w bliskiej odległości.
 — Moja babcia zmarła sześć lat temu — syknęłam. — Drugiej nigdy nie poznałam.
Na te słowa skrzywił się teatralnie i prawie zapłakał.
 — Biedactwo!
Rozejrzałam się, całkowicie wytrącona z równowagi. Wszyscy się na nas gapili. Wszyscy!
 — Moje kondolencje, młoda - rzucił pan Józek od sąsiedniego stolika.
Wbiłam Maćkowi paznokcie w przedramię.
 — Zatłukę cię! Chyba, że masz dobry powód dla tej całej szopki — szepnęłam, a on w tym czasie zbierał moje rzeczy do torebki.
 — Żebyś wiedziała, że mam — stwierdził, nagle napiętym głosem.
Uniosłam brwi jeszcze wyżej, bo już całkowicie nie miałam pojęcia co było na rzeczy.
 — Zszywacza pakować nie musisz — skarciłam go, więc odłożył narzędzie z powrotem na biurko.
Kilka minut później, żegnani współczującymi spojrzeniami, wyszliśmy na ulicę. To znaczy — on wyszedł, a mnie siłą ciągnął za sobą. Szarpałam się, wyrywałam. Na nic. Opętało go chyba! 
Samochód zaparkował na rogu, mignęły światła i po chwili siedziałam już w środku, brutalnie tam wepchnięta. Słowa "delikatność" i "Maciek" odpychały się wzajemnie jak dwa magnesy. 
Roztarłam ściskaną wcześniej dłoń podczas, gdy on obszedł pojazd i wpakował się za kierownicę. Ruszyliśmy natychmiast z ogłuszającym piskiem opon.
 — Powiesz mi może, co ty najlepszego wyprawiasz? — spytałam, oczywiście nie oczekując normalnej odpowiedzi, no i jej nie dostałam.
 — Chcesz wiedzieć? — zaśmiał się nerwowo, skupiając wzrok na drodze, a chwilowo tylko na mnie zerkając.
 — Życzyłabym sobie wyjaśnień — rzekłam, krzyżując ręce na piersi.
 — Porywam cię.
Chwyciłam się brzegów siedzenia. Wyjechaliśmy właśnie na prosty odcinek trasy, który prowadził za miasto — ta sama droga, którą jechaliśmy do domku letniskowego. Sporadycznie mijały nas inne samochody.
 — Przepraszam, ale chyba źle zrozumiałam... Co? — kpiłam, choć w środku brzucha odezwały mi się motyle. 
 — Może powiedz mi jeszcze raz, ale w naszym ojczystym języku.
Nie zareagował na mój ton. Dalej prowadził, skupiony, a nawet nieco przyśpieszył. Zieleń za oknem zlewała mi się w jedną, wielką plamę. Odwróciłam twarz od szyby, bo zaczynało mnie mdlić od tej prędkości.
 — Maciek! — pisnęłam.
 - Magda!
Nie mogłam się nie uśmiechnąć — sparodiował mój idiotycznie cienki głos. Wykrzywiłam twarz w dziwnym grymasie, by nie zauważył jak bardzo mnie to rozbawiło. Przy nim nigdy nie wiedziałam co robić... Śmiać się, płakać, tulić go czy uciekać gdzie pieprz rośnie.
 — Dlaczego mnie porywasz? — dopytywałam się, gdy przez kilka ładnych chwil panowała między nami całkowita cisza.
Zmarszczył czoło, a dłonie zacisnął na kierownicy tak mocno, że pobielały mu kostki. Mięśnie na jego przedramionach napięły się, a ja poczułam ucisk w podbrzuszu. 
 — Mam być szczery?
Pokiwałam głową bardzo przekonująco.
 — Kuba kupił ci pierścionek — poinformował grobowym tonem.
Wzruszyłam ramionami. Często mi coś kupował — na moim nadgarstku dyndały ze trzy bransoletki...
 — To miło z jego strony, nie wiem jednak co... — zaczęłam, ale przerwała mi jego ręka uderzająca w deskę rozdzielczą.
 — Zaręczynowy, kapujesz? — wydarł się na mnie w akompaniamencie ogłuszającego pisku hamulców.
Samochodem szarpnęło na boki, a później wszystko ucichło. Poczułam swąd palonej gumy. Maciek oddychał głośno, a czoło oparł na dłoniach spoczywających na kierownicy. Wytrzeszczyłam oczy, bo wciąż byłam w szoku po tak gwałtownym hamowaniu. Dłoń powędrowała do gardła, mimowolnie. 
Rozejrzałam się wokół. Zatrzymał samochód na środku drogi, lekko w poprzek, a gdzieś w oddali zamajaczył kształt zbliżającej się ciężarówki. Trąciłam go w ramię kilka razy.
 — Maciek, zjedź na bok.
Zero reakcji, oprócz lekkiego wzdrygnięcia. Nerwowo zamrugałam powiekami, a później uderzyłam go mocniej.
 — No rusz się, nadjeżdża tir!
Mój ton był już bardzo spanikowany. Skakałam wzrokiem na boki — szara wstęga szosy, a pobocze miękkie, trawiaste, naznaczone rowami. Kierowca tamtego wielkiego auta nie miałby szans nas ominąć. Mignęły mi światła.
 — Maciek, słyszysz mnie? — szarpałam jego koszulkę, patrząc jak drgał mu napięty mięsień szczęki, a puls szybko bił na szyi. 
Byłam pewna, że zaraz usłyszę klakson potężnej maszyny, która była już coraz bliżej. Niesiona całkowitą paniką, chwyciłam za klamkę i wysiadłam, trzaskając drzwiami z prawdziwą furią. 
Małe kamyczki zaszurały mi pod stopami, gdy uciekłam na pobocze, a pojazd Maćka nie ruszył się nawet o milimetr. Po chwili rozległ się okropny i drażniący dźwięk, a ja zatkałam uszy i zacisnęłam oczy. Ciężarówka śmignęła szybko, powiew ciepłego powietrza smagnął mnie po twarzy i było po wszystkim... Żadnego uderzenia, zero odgłosu gniecionej blachy.
Potoczyłam przerażonym wzrokiem wokół — sportowy wóz stał bezpiecznie z boku, idealnie zaparkowany. Wezbrał we mnie niesamowity gniew, aż zazgrzytały mi zęby. Wsiadłam do środka tak samo gwałtownie jak wysiadłam. Ten pozbawiony zdrowego rozsądku wariat mierzył mnie wzrokiem, a jego twarz maskowała wszelkie emocje. Ze złości nie mogłam się wysłowić.
 — Ty...! — ryknęłam i uniosłam w górę wskazujący palec.
Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko — nie wiem kto pierwszy się na kogo rzucił, ale po chwili mocowaliśmy się ze sobą, a nasze usta walczyły o dominację. Zaciskałam dłonie na jego szyi tak mocno, że puls wstrząsał moim ciałem. Nie całował mnie, a prawie gryzł. Wydawaliśmy przy tym tak dzikie dźwięki, że w innym wypadku zawstydziłabym się, ale złość wprost kipiała w moim wnętrzu i siłą chciała się wydostać. 
Dźwignia zmiany biegów boleśnie wbijała mi się w brzuch, gdy przeciągał mnie na swoją stronę. Wsunęłam dłonie w jego miękkie włosy, a on zamruczał głośno i moment później siedziałam na nim okrakiem. Kolana ślizgały się po jego bokach, a kierownica gniotła w plecy gorzej, niż wcześniej lewarek. 
Jakby czytając w moich myślach, Maciek odsunął fotel do tyłu i opuścił lekko oparcie. Dosłownie zdarłam z niego koszulkę i poleciała gdzieś w przestrzeń, a ja z furią wpiłam się w jego wargi. Dłonie były wszędzie — niecierpliwe, silne i gorące. Wyginaliśmy nasze kręgosłupy tak, by znaleźć się jeszcze bliżej. Bezwstydnie się o niego ocierałam, na co reagował jękami tak rozpaczliwymi i intensywnymi, że aż dzwoniły mi w uszach, a drgania rozchodziły się po całym moim ciele. 
Przyciskał mnie mocniej i mocniej, a moja letnia sukienka podwinęła się, co nakręcało nas niesamowicie. Moja dłoń zsunęła się po jego nagim brzuchu i poczułam dowód tego, że mnie pragnął. Gdy przejechałam palcami po twardym wybrzuszeniu, Maciek stęknął i wtulił twarz w moje ramię. Przechylił mnie do tyłu, moje kolana zjechały niżej, objęłam go udami jeszcze mocniej, na co oboje zareagowaliśmy bardzo głośno. Nie odrywał ust od mojej twarzy, szyi, dekoltu, a rękami błądził pod sukienką. 
Czując narastające, nieznośne napięcie gdzieś w dole brzucha, wygięłam plecy w łuk, a łokciem musiałam chyba potrącić jakiś włącznik, bo po chwili wzdrygnęłam się, słysząc pracujące wycieraczki. To otrzeźwiło mój umysł — spojrzałam na Maćka, ręką powstrzymując go przed zanurzeniem nosa na powrót między moimi piersiami. 
Podciągnęłam ramiączka, zgarnęłam włosy przyklejone do czoła. Oddychałam głośno, jak po biegu, tak samo on. Mierzyliśmy się wzrokiem, a napięcie między nami wcale nie opadło, a tylko się zwiększyło. Zaciskał dłonie na moich udach, mnąc materiał, jakby mu wyjątkowo przeszkadzał. Jego czarne oczy lśniły, a usta były spuchnięte i wyglądał w tamtym momencie tak dziko i pociągająco, że prawie traciłam silną wolę. 
Opanowałam się jednak i całując go lekko w policzek, wróciłam na swoje miejsce. Powstrzymywał mnie, ale byłam nieugięta. Zrobił dziwną minę — na wpół wkurzoną, na wpół zmieszaną. Poprawił się na swoim siedzeniu, a ja o mało nie parsknęłam śmiechem, widząc te nerwowe ruchy. Sięgnęłam do jego policzka i obracając tą zachmurzoną twarz do siebie, szepnęłam:
 — Nie w ten sposób. Nie w samochodzie... Zabierz mnie tam, gdzie poczuję się wyjątkowa.
Przełknął ciężko ślinę, a później obdarzył mnie uśmiechem tak radosnym i promiennym, że moje serce fiknęło koziołka.

***

Dojechaliśmy na miejsce, gdy dzień powoli chylił się ku końcowi.
Domek letniskowy był pusty i zamknięty na kilka kłódek, a Maćkowi trzęsły się dłonie. Patrzyłam na jego rozpaczliwą walkę z kluczami, gdy moje zęby uderzały o siebie w oczekiwaniu. 
To się działo zbyt szybko, ale nie wyobrażałam sobie innego scenariusza, niż ten, który miał nastąpić. Wejście stanęło otworem i już miałam przestąpić próg, lecz nagle zostałam chwycona w objęcia — wniósł mnie do środka jak pannę młodą. Na ten gest o mało się nie poryczałam! Gdy moje stopy na powrót dotknęły ziemi, nie wypuścił mnie ze swoich ramion. Spojrzał mi w oczy, i z całkiem poważną jak na niego miną, spytał:
 — Chcesz za niego wyjść?
Ten ton sprawił, że na ramionach pojawiła mi się gęsia skórka. Mówił, jakby od mojej odpowiedzi zależał los świata czy coś podobnego.
 — Przecież wiesz, że nie — rzekłam i spuściłam wzrok, nagle zawstydzona.
 — To po co z nim byłaś? Tyle czasu?!
Potrząsnął mną lekko, bym na niego spojrzała. Nie zrobiłam tego.
 — Ze względu na ciebie — wymamrotałam z nosem przy jego koszulce, dziwiąc się, że jednak założył ją z powrotem.
Parsknął ironicznym śmiechem.
 — Dziwnie okazujesz swoje uczucia, wiesz o tym?
Spojrzałam na niego krzywo, pokazując mu, że sam również nie był ode mnie lepszy.
 — To samo mogłabym powiedzieć o tobie, choć... - przerwałam, by nie powiedzieć zbyt dużo.
Nie wiedziałam czy czuł do mnie coś głębszego, niż tylko fizyczny pociąg. Nabrał powietrza w płuca i chwilę je wstrzymywał, po czym robiąc długi wydech, objął dłońmi moją twarz.
 — Teraz patrz mi w oczy, bo powiem coś, czego nie mówiłem wcześniej nikomu — poinformował mnie, a moje oczy rozszerzyły się w oczekiwaniu. — To jest dla mnie cholernie trudne, ale czuj się zaszczycona, bo nawet nie wiesz ile zdrowia kosztowało mnie wytrzymanie pod jednym dachem z tobą... gdy nie mogłem cię nawet dotknąć, a wierz mi... — tu zniżył ton — bardzo tego chciałem.
Przełykałam nerwowo ślinę, gdy jego dłonie jeszcze mocniej objęły moje policzki.
 — Kocham cię — powiedział szybko i pewnie, a później delikatnie ucałował kąciki moich warg.
Zamknęłam oczy, by jak najdłużej rozkoszować się tymi dwoma słowami, na które podświadomie czekałam od tak dawna.
 — Wiesz kiedy to odkryłem? — spytał, a ja nadal zaciskałam powieki.
Pokręciłam głową, bo nie miałam pojęcia.
 — Najpierw zobaczyłem Kubę, później walizki, a na końcu najpiękniejszą dziewczynę na świecie — zaśmiał się serdecznie. — Szkoda tylko, że ona szalała za moim bratem — dodał, na co zdzieliłam go po głowie.
 — To nie było tak! — oburzyłam się.
Przytulił mnie mocno.
 — Nie ważne co było wcześniej, zapomnijmy o tym. Mamy tu i teraz, a więc wykorzystajmy ten czas najlepiej jak się da — mówiąc to, poprowadził mnie do pokoju.
Gdy trzasnęły za nami drzwi, odwrócił się i tylko patrzył. Stał na tle dużego łóżka. Wokół panowała lekka ciemność, ale doskonale widziałam jego gorący wzrok. Powoli ruszyłam w tamtą stronę, ściągając sukienkę przez głowę. Z satysfakcją zarejestrowałam fakt, że głośno wciągnął powietrze, gdy odrzuciłam materiał na podłogę i stanęłam przed nim w samej bieliźnie. 
 — Nie udawaj zaskoczonego, już to widziałeś — zakpiłam, wspominając naszą przypadkową akcję przy prysznicu, jednak jego rozpalony wzrok kazał mi się zamknąć.
Palcami powiódł po moich obojczykach, wypukłościach piersi i z powrotem po szyi, aż dotarł do ust. Rozchyliłam je lekko, dysząc.
 — Powiedz mi to — poprosił chrapliwie, a ja początkowo nie zrozumiałam co chciał usłyszeć. Gdy do mnie dotarło, że nie wyznałam mu najważniejszego, delikatnie dotknęłam jego warg, tak jak on moich i wyszeptałam:
 — Kocham cię.
Westchnął i pociągnął mnie za sobą na łóżko. To się stanie! To się stanie! - krzyczałam w myślach. Całowaliśmy się powoli, całkowicie inaczej, niż w samochodzie. Żadnej złości, tylko trochę nerwów... i odrobinę więcej napięcia.
Drążącymi palcami błądził po moim brzuchu, aż wreszcie, patrząc mi w oczy, ośmielił się podążyć ręką w dół. Zacisnęłam palce u stóp, gdy jego gorąca dłoń dotarła do linii moich majtek. Wahał się.
 — Zrób to — wydusiłam z siebie bezwstydnie.
Pocałował mnie mocno i pozwolił dłoni wsunąć się pod materiał, a ja prawie odleciałam w kosmos, lecz... właśnie wtedy rozdzwoniła się jego komórka.

***

Gnaliśmy do mieszkania na złamanie karku. Silnik wył, a ja poprawiałam rozczochrane włosy podczas, gdy Maciek koncentrował się na drodze, choć wiedziałam, że myślami był tam gdzie ja — w łóżku!
 — Niech to szlag! — zaklął głośno, ściskając kierownicę.
Pogłaskałam go po ramieniu. Znów zadzwonił telefon, więc odebrał natychmiast.
 — Co? — spytał zbyt agresywnie. — Nie, jestem sam. Zaraz odbiorę ją z pracy skoro muszę... Przecież wiesz, że mnie irytuje — tu wykrzywił się do mnie. — Nic się nie denerwuj.
 — Kuba? - spytałam głupio, gdy wrzucił urządzenie do schowka.
 —Kuba, Kuba — odpowiedziało mi głuche mruknięcie. — Szykuje ci oświadczyny.
Widząc jego gniewny profil, zmartwiłam się. Wszystko szło tak pięknie — gdy byliśmy w tamtym pokoju i już miało do czegoś dojść, byłam pewna, że będę wiedzieć, co mam wyznać Kubie. 
W miarę zbliżania się do celu, traciłam całą odwagę. Kuba nie miał pojęcia, że między mną i Maćkiem od dawna tliło się dziwne uczucie, a ja zawiniłam, bo nie przerwałam chorego związku wcześniej. No cóż, bycie dorosłą zobowiązuje...
Postanowiłam z podniesionym czołem powiedzieć Kubie całą prawdę. Maciek zahamował gwałtownie (chyba inaczej nie potrafił) i spojrzeliśmy na siebie w napięciu.
 — Czas na ciebie — poinformował mnie, gdy gapiłam się na niego. — Zrobisz, co będziesz uważała za słuszne.
Wysiadłam w pośpiechu, by jak najszybciej mieć wszystko za sobą. W mieszkaniu było ciemno i cicho. Nie wiem czego się spodziewałam — świeczek, płatków róż na podłodze?* Być może Kuba zwiał? 
Jednak znalazłam go w kuchni. Siedział przy stole, a w palcach obracał małe, czerwone pudełeczko. Serce chwilowo mi się zatrzymało, ale wzięłam głęboki oddech i usiadłam na krześle przy nim. Jedynym źródłem światła było to padające z lampki przy okapie. Oczy Kuby lśniły.
 — Witaj.
 — Witaj — mechanicznie powtórzyłam za nim. 
Jego ton był przyjazny, ale jakiś taki dziwny. Chwyciłam jego dłoń — była zimna. Denerwował się. Moje palce potarły miękki meszek na pudełku i oboje na nie spojrzeliśmy.
 — To miało być dla ciebie — powiedział, nie spuszczając wzroku z opakowania.
Słowa "miało być" zabrzmiały złowrogo, ale nie było już odwrotu. A więc wiedział, a mimo to kupił pierścionek... Cały Kuba, uosobienie dobra.
 — Chciałbym, żebyś pozwoliła mi mówić. Dla odmiany, ty dzisiaj słuchaj, dobrze? — spytał. 
Nie był zły, ani smutny. Był obojętny.
 — Zwróciłem na ciebie uwagę już za pierwszym razem — urzekłaś mnie swoją delikatną urodą i tym całym zagubieniem — zamyślił się na chwilę. — Zawsze wiedziałem, że byłem inny. Nie układało mi się w życiu, zarówno w sporcie jak i w miłości. Aż poznałem ciebie... Za twoją namową wróciłem do skoków i twoją zasługą jest miejsce, w którym dzisiaj jestem. Ale... — zawiesił głos — to nie wszystko. Pokochałem cię, bo byłaś mi jak siostra, najlepsza przyjaciółka, próbowałem też wykorzystać atuty twojego ciała. Czułem w tym mieszkaniu dziwną chemię — jeśli wiesz o co mi chodzi, a niestety nie była to reakcja między nami... — przy tych słowach podniosłam wzrok, a on spojrzał mi w oczy głęboko i już wiedziałam, że wszystko skończone. 
Uf - przeleciało mi przez myśl - nie będę musiała wszystkiego tłumaczyć od początku. Ścisnęłam jego dłoń, chcąc mu przerwać, ale mnie uciszył.
 — Nie była to reakcja między nami, ponieważ być nią nie mogła. Za każdym razem, gdy widywałem Dawida... — zatrzymał się na chwilę, a ja się zagubiłam.
 — Przepraszam, co ma z tym wspólnego Dawid? — szepnęłam drżącym głosem, myśląc gorączkowo. Różne tezy chodziły mi po głowie, ale w ogóle nie krążyły wokół blondaska. Kuba westchnął.
 — Nie wiesz o tym, że zeszłej nocy zorganizowałem małą akcję — dziewczyny wpadły, by cię zająć, a ja z... Dawidem właśnie, wybrałem się w podróż do mojej ciotki, która przechowywała nasz stary, rodzinny klejnot, ten tutaj — wskazał na pakunek. — Postanowiłem ci go podarować i się oświadczyć, bo wydawało mi się, że cię kocham.
 — Wydawało ci się? — zdziwiłam się na głos, bo już całkowicie nic nie rozumiałam.
 — Tak. Myślałem tak, dopóki między mną i Dawidem nie doszło do pewnego... hmmm... zdarzenia — jąkał się, a jego przerażony nagle wzrok powiedział mi więcej, niż tysiąc słów.
 — Ty... ty i Dawid? Ten tego? Mój Boże, miałam na myśli - zakochałeś się w nim?! — wydusiłam z siebie, a świadomość absurdalności tej sytuacji prawie zwaliła mnie z krzesła.
 — Tak i mam nadzieję, że to zrozumiesz. Starałem się o tym nie myśleć, nawet dziś rano, gdy wróciliśmy, chciałem ci się oświadczyć i wiem, że byłem głupim egoistą. Teraz tego żałuję — jego głos się załamał. 
Ale jaja! - mój mózg parował dosłownie od nadmiaru wrażeń. Kuba i Dawid? A co z Sylwią?
  — Co na to Sylwia? — spytałam rzeczowo, a jego mina wyrażała zdziwienie — pewnie myślał, że rzucę się na podłogę, krzycząc i bluźniąc na nich. 
 — Mam być szczery? — spytał.
Pokiwałam głową.
 — Identyczna sytuacja jak z tobą - Dawid próbował żyć normalnie, choć wiedział, że jest inny.
Oddychałam głośno, a dzika euforia, jaka we mnie narastała, nareszcie przerwała bariery strachu. Zerwałam się z krzesła, objęłam Kubę i wyściskałam mocno jak najlepszego przyjaciela, którym przez ten cały czas był.
 — Kocham was! — krzyknęłam. - Kocham świat. Jestem za równością i związkami homoseksualnymi! Żyjcie długo, szczęśliwie i  kochajcie się wzajemnie!
Nie panowałam nad sobą. Dłonią szukałam już w torebce telefonu, by zadzwonić do mojego Maćka.
 — Teraz pozwól, że ja również się ujawnię — powiedziałam wesoło. — Kocham twojego brata!
Kuba kiwnął głową. Nie tego się spodziewałam, ale było mi już wszystko jedno.
 — Wiem — stwierdził. — Z nas wszystkich, to chyba ty domyśliłaś się tego jako ostatnia, Madziu — powiedział i machnął mi dłonią na pożegnanie.
Wybiegłam na zewnątrz jakby gonił mnie sam diabeł. Na chodniku zderzyłam się z kimś sporo wyższym — spojrzałam w górę.
 — Dawid! — pisnęłam jak szalona i jego też uściskałam — Jesteśmy chorzy! — poinformowałam go, a on rzucił mi zaskoczony uśmieszek.
 — Rozumiem, masz prawo być zła... — zaczął, ale ja już odwracałam się na pięcie.
 — Jesteśmy wszyscy chorzy z miłości! — krzyknęłam i tyle mnie widział.
Miałam całkowitą rację — młodzi, głupi, ślepi. Próbowaliśmy robić na siłę rzeczy, o których nie mieliśmy jeszcze zielonego pojęcia. Prawdziwa miłość spotka cię mimo wszystko, znajdzie gdziekolwiek będziesz. Nie ochronisz się. Nie uciekniesz. Nie zniszczysz jej pozorną oziębłością, ani dobrą grą aktorską. 
Noc była wciąż młoda, gdy przy chodniku zatrzymał się samochód mojego mężczyzny — już nie chłopca, którym był jeszcze pół roku wcześniej, a faceta gotowego na przyjęcie całej miłości, którą mogłam mu dać i ofiarowanie mi swojej. Tamtej nocy uczucia i wrażeń nam nie zabrakło...


The End. Fin. Koniec.

* Ha ha! Żadnych świeczek i płatków róż :)

wtorek, 14 maja 2013

Siódmy

Magda
*****
Otworzyłam oczy, a pierwsze, co poczułam to było zimno.
Podniosłam się gwałtownie i zakręciło mi się w głowie, aż przyłożyłam dłoń do czoła. Była wilgotna i lepka. Spojrzałam na nią. Krew. Dotknęłam raz jeszcze moich skroni. Nie, nie byłam ranna, tak mi się wydawało... a później prawda uderzyła mnie z tak wielką siłą, że zatoczyłam się, wyciągając przed siebie ręce, by chronić się przed upadkiem.
 - Maciek?! - krzyknęłam przerażona, a mój głos odbił się echem w ciemnym korytarzu.
Rozpaczliwie wytężałam wzrok, by dojrzeć cokolwiek. Podłoga była pusta.
 - Jestem - słaby głos dochodził spod ściany.
W stanie krańcowej euforii ruszyłam w tamtą stronę, ślizgając się po mokrym podłożu. Opierał się o ścianę. Uczucie ulgi prawie zwaliło mnie z nóg, poczułam jak ugięły się, niczym wykonane z waty. Serce załopotało nierówno - żył! Był cały, zdrowy... Uratował mnie.
Niewiele myśląc, rzuciłam się na niego. Wypuścił powietrze, gdy nasze ciała zderzyły się, a ja zaczęłam całować go jak szalona. Obsypałam pocałunkami jego policzki, wargi, czoło. Miałam wszystko gdzieś, najważniejsze, że wciąż był ciepły, żywy i przy mnie. Odwzajemniał moje pieszczoty, ale jego szczęka była napięta. Odsunęłam się na odległość ramion, jednak wciąż nie wypuszczałam z dłoni jego twarzy.
 - Jesteś ranny? - spytałam, widząc jak paskudny grymas sprawił, że jego brwi złączyły się na czole. 
Uniósł przedramię, a ja krzyknęłam cicho. Od nadgarstka do łokcia, po zewnętrznej stronie, ciągnęło się paskudne rozcięcie, a krew kapała na podłogę i nasze buty.
 - Przeżyję - pocieszył mnie z bladym uśmiechem. - Przynajmniej tamten... potwór prezentuje się gorzej.
Dopiero wtedy przypomniałam sobie wszystko. Obejrzałam się szybko, zdjęta strasznym uczuciem.
 - Gdzie on... ?
 - Uciekł, chyba się przestraszył, gdy padłaś na ziemię - stwierdził Maciek.
Jego ciemne oczy pałały w delikatnym świetle docierającym od schodów. Podniósł zdrową dłoń i odgarnął mi włosy przyklejone do spoconego czoła.  Chwyciłam ją, przytuliłam na chwilę do swojego policzka, po czym ucałowałam jej wnętrze, a on przymknął powieki.
 - Nie spaceruj sama po ciemnych korytarzach, dobrze? Nigdy więcej - poprosił cicho, a jego gorący oddech sprawił, że również zamknęłam oczy. Głos miał napięty, ręce mu drżały.
 - Gdyby nie ty... - zaczęłam, ale samo wyobrażenie sprawiło, że moje gardło zacisnęło się 
i zamilkłam w pół zdania. Maciek skrzywił się i zacisnął zęby.
 - Nawet o tym nie myśl, rozumiesz? - wyszeptał. - Nie zdążył... nic zrobić, prawda?
Nie wiedzieć czemu, ale to pytanie wydało mi się nie na miejscu. Zapanowała między nami krępująca cisza, po czym wydusiłam tylko cicho, zawstydzona:
 - Nie zdążył.
Maciek gwałtownie przytulił mnie do piersi i trzymał tak przez moment, po czym jego ramiona rozluźniły się, jakby automatycznie.
 - To dobrze. Kuba by tego nie przeżył - powiedział dziwnym głosem.
Nie zdążyłam mu podziękować. Spytać skąd się w ogóle wziął w dobrym miejscu i czasie. Ruszył w stronę schodów.
 - Pośpiesz się, musimy wyjść niezauważeni - poinformował mnie, a ja mogłam tylko posłuchać go i pójść jego śladami.
***
Dziewczyny czekały przed wejściem do klubu. Gdy tylko pokazaliśmy się w drzwiach, histerycznie piszcząc i podskakując, rzuciły się na mnie.
 - Wszystko dobrze? - wydyszała Sylwia w moje ramię.
 - Szukałyśmy cię wszędzie! - Anka z wyrzutem, ale i ulgą głaskała mnie po włosach.
W towarzystwie przedstawicielek mojej płci nie wytrzymałam - twarz wykrzywił mi grymas i po chwili rozryczałam się, a emocje falami opuszczały moje ciało. Wpakowano mnie do auta i zanim zdążyłam otrzeć oczy jechaliśmy już główną drogą.
To Anka wysłała wiadomość do Maćka, jeszcze zanim ja ruszyłam na feralny spacer do toalety. Nie miała złych zamiarów - chciała, by chłopcy po zebraniu przyłączyli się do nas w pubie. Zjawił się sam, tuż po tym, gdy opuściłam naszą lożę, a Kuba i reszta nie dotarli. Gdy długo nie wracałam zaczęli się niepokoić, a on zaproponował, że poszuka, jednak po kilku minutach wciąż na mnie nie trafił. Dopóki nie zauważył zaciemnionych schodów w dół...
Cała trójka obiecała mi, że nikt inny się o tym nie dowie. Maciek mruknął tylko, ale wzięłam to za odpowiedz twierdzącą. Byłam im taka wdzięczna. Nie miałam pojęcia jak zareagowałby Kuba. Po drodze odwiedziliśmy kolegę Anki, który studiował pielęgniarstwo. Zaspany 
i  okropnie rozczochrany zaprosił nas do swojego małego mieszkania, gdzie założył Maćkowi fachowy opatrunek.
Po wszystkim odstawiliśmy dziewczyny pod blokiem Sylwii, a sami ruszyliśmy w długą drogę powrotną. W aucie było przyjemnie ciepło i pachniało świeżością. Okropnie znużona nocnymi wydarzeniami  skuliłam się na siedzeniu, zapominając o podartej sukience i ogólnej traumie psychicznej. Czułam się bezpiecznie, a gdy Maciek sięgnął do tyłu i okrył mnie swoją bluzą, zamknęłam powieki i odpłynęłam.

Maciek
*****
Obserwowałem ją, gdy spała.
Przyciągnęła kolana do brody, zrzuciła niewygodne buty i przykryta moją sportową bluzą, oddychała spokojnie. Włosy zasłaniały część jej twarzy. Wyciągnąłem dłoń, by je odgarnąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Nie dotykaj! 
Zaparkowałem w sporej odległości od mieszkania, w małej, pustej uliczce otoczonej gęstą zielenią. Zegarek wskazywał kwadrans do północy. Nie panowałem nad sobą, więc wysiadłem z auta, by jej nie obudzić. Ciągle wracał do mnie obraz tego faceta, jej cichych krzyków... Gdyby mnie tam nie było? Czy ktoś znalazłby ją później drżącą i zbrukaną? Posiniaczoną? Całkowicie przerażoną faktem, że mężczyzna mógł potraktować ją w ten sposób. Zacisnąłem pięści tak mocno, że prawie puściły szwy w mojej ranie.
 - Kurwa! - uderzyłem w pobliskie drzewo, całkowicie się zapominając. 
Gorąca krew pociekła po moich palcach, gdy schyliłem się, by oprzeć dłonie na kolanach. Chciałem go zabić, pozbawić wnętrzności, a później jeszcze je zdeptać! Za to, że odważył się położyć na niej swoje plugawe, brudne łapska! Później powróciło do mnie wspomnienie tego, jak się o mnie martwiła, jak mnie wołała, gdy już odzyskała przytomność. Ja nawet nie dałem rady podejść do niej, gdy leżała na zimnej posadzce. Walczyłem ze sobą, ale mózg nie panował nad ciałem, stałem pod ścianą jak gówniarz i użalałem się nad sobą. Bo prawie zabiłem kogoś właśnie przez nią... A nie zdarzało mi się wcześniej, bym troszczył się o kogoś innego oprócz siebie. Całowała moją twarz jakbym był jej najdroższą osobą na świecie. Nie miałem pojęcia czy umiałbym być dla kogoś kimś ważnym. 
 - Na pewno byś to spierdolił - powiedziałem sobie pod nosem.
Kpiący śmiech opuścił moje gardło. O czym ja w ogóle myślałem? Przecież ona była z moim bratem. Kogo chciałem oszukać? Zakochałem się w dziewczynie Kuby, zrażałem ją do siebie swoim aroganckim zachowaniem, bo nie umiałem poradzić sobie z faktem, że zależało mi na niej. To była całkowita nowość w moim życiu...
Trwałem tak jeszcze jakiś czas, usłyszałem ciche trzaśniecie drzwi samochodu. Podeszła do mnie, nie patrzyłem, ale czułem jej obecność. Zatrzymała się blisko mnie, za blisko. Była boso. Jedynym źródłem światła była odległa latarnia, a wokół panowała kompletna cisza i pustka. Byliśmy tylko my, drzewa i niewypowiedziane słowa.
 
Magda 
*****
Kucał tuż przy drzewie o nisko opadających gałęziach.
Widziałam jak kurczowo trzymał się wpół, jakby miał zwymiotować. Zbliżyłam się, choć nie miałam pojęcia jak zareaguje. Nie podniósł głowy. Kilka razy przemyślałam swój ruch, zanim pogłaskałam go po włosach.
 - Maciek? - szepnęłam i nachyliłam się trochę, by być bliżej niego.
Nie zareagował natychmiast, ale dopiero po chwili nakrył moją dłoń swoją i ścisnął lekko, 
gdy przeczesywałam mu włosy nad czołem. Pocałował moje palce, później nadgarstek, a ja zmrużyłam powieki, czując jak w moim wnętrzu ożyło stado motyli. Zadrżałam, gdy przytulił twarz do mojego brzucha, a rękami objął biodra. Nerwowo dotykałam jego włosów, nie bardzo wiedziałam co zrobić ze swoimi dłońmi. Myśli szalały mi w głowie - jak mogłam kiedykolwiek sądzić, że przy Kubie mogłabym poczuć to samo, co przy Maćku...
Serce wyrywało się z piersi, żyły szybko toczyły krew, a całe ciało ogarnęło gwałtowne pulsowanie. Przycisnęłam jego twarz mocniej, aż oddychał głośno w materiał mojej sukienki. Jego dłonie mięły ją, podciągały w górę, aż ścisnął moje pośladki. Odchyliłam głowę do tyłu, uderzyłam nią w korę drzewa. Całował moje uda, a jego głośne westchnienia sprawiały, że powoli odchodziłam od zmysłów. Otworzyłam usta, bo nie mogłam już normalnie oddychać. Nagle znieruchomiał, a ja się opamiętałam. 
Odepchnęłam go, a widząc jego minę bardzo chciałam to cofnąć. Nie mogłam jednak... Klękając obok niego, przytuliłam go mocno, ale nie było w tym żadnej prowokacji. Był to gest mający uspokoić nasze gorące głowy i ciała. Wciskając nos w zagłębienie pomiędzy ramieniem a szyją, wdychałam ciepły zapach jego cudownego ciała. Nie byłam w stanie powstrzymać cichego szlochu, który mną wstrząsnął.
Po chwili trzęśliśmy się już oboje, sami nie wiedząc dlaczego. Być może targały mną emocje po napaści, obawie o niego i nagłym przypływie uczuć. Ściskałam jego koszulkę, a on wpijał palce w moje plecy. Nie wiedziałam co mu powiedzieć, a widocznie i on nie miał pomysłu na rozmowę. Nie potrzebowaliśmy słów, nasze gesty mówiły same za siebie.
 - Nikt więcej cię nie skrzywdzi, obiecuję - odezwał się tylko, po czym dodał ciszej - ja też już tego nie zrobię.
Kiwał się rytmicznie do przodu i w tył, a ja razem z nim - to mnie uspokajało i pozwalało zapomnieć, że gdzieś tam czekała trudna sytuacja, którą musiałam rozwiązać, by być naprawdę szczęśliwą. Zostaliśmy tak, aż do świtu...
***
Gdy zmarznięta, cichaczem wślizgnęłam się do swojego pokoju, nie miałam pojęcia czy Kuba zauważył wcześniej moją nieobecność, czy nie. Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. W samochodzie Maciek nie odezwał się do mnie ani słowem. Gdy wysiadłam, odjechał w siną dal, a ja poczułam nerwową niepewność - czy po tym wszystkim mógł pojechać do Anki, by odreagować? Natychmiast się skarciłam za takie myśli. Ale w sumie? Nie dostałam od niego żadnej deklaracji uczuć. Opierałam swoje domysły jedynie na jego gestach. Coś między nami było, ale bardzo trudnego do zdefiniowania. Niesiona zwykłą ciekawością, postanowiłam zajrzeć do Kuby. Na palcach podkradłam się pod drzwi i uchyliłam je najciszej, jak mogłam. Łózko - przykryte zieloną, cienką kołdrą - było puste.
Nie tylko ja miałam tajemnice...

Maciek
*****
Powiem mu, powiem...
Kręciłem się nerwowo po pokoju. Zły, niewyspany po przygodach zeszłej nocy, czekałem na Kubę, by wszystko mu wyznać. Jestem pierdolniętym skurwysynem, który myśli tylko o sobie, bo przy okazji jestem też egoistą, aha a wspominałem, że to wszystko dlatego, bo szaleję za twoją dziewczyną, bracie? Marzę o niej od kiedy tylko po raz pierwszy ją zobaczyłem. Wiem, wiem... grałem swoją rolę idealnie, nie wiedziałeś nic. Nic się nie martw, ona też by się nieźle zdziwiła. Teraz ci mówię - pragnę jej każdej nocy, każdego poranka budzę się wkurwiony i sfrustrowany, bo śnię o niej, a nie zaznaję wytchnienia. Chciałbym kochać ją całą wieczność, budzić się przy niej i kłaść razem spać. Nosić ją na rękach, nawet jeśli będzie zbyt ciężka, mając pod sercem moje dziecko. Bo ona jest stworzona dla mnie, musisz to zrozumieć - dzięki jej obecności przeszedłem przyśpieszony proces dojrzewania. Jestem teraz facetem, a nie chłopcem, którym byłem jeszcze niedawno. Broniłem się jak mogłem, a teraz pokonany, padnę do jej stóp. Powie mi tak, wiem to... Chciałem tylko, żebyś wiedział. Skończyłem moją mentalną przemowę akurat, gdy wszedł Kuba. Zobaczyłem jego dziwnie szczęśliwą twarz i cała odwaga poszła w cholerę.
 - Gdzieś ty był całą noc? - spytałem tonem naszej matki.
Uniósł brwi, zrzucając bluzę na kanapę.
 - Od kiedy to interesujesz się miejscem mojego pobytu? Przez kilka miesięcy komunikowałeś się ze mną za pomocą gardłowych dźwięków, prychania i trzaskania drzwiami - zdziwił się, a później dodał - nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.
Zjeżyłem się lekko na ten jego pewny siebie ton, ale natychmiast się opamiętałem.
 - Jak tam było w klubie? Dziewczyny zajęły ją odpowiednio? - spytał, siadając.
Także usiadłem. Patrzyłem jak sięgnął do kieszeni spodni i poprawił coś. Telefon?
 - Lepiej nie pytaj jak było - mruknąłem, bo ciężko mi było wyrzucić z głowy zeszłonocne wydarzenia. - Daliśmy radę utrzymać ją z dala od mieszkania. A teraz wytłumacz mi, po co to wszystko? - dopytywałem się, bo byłem więcej, niż ciekaw.
Kazał mi udawać, że mieliśmy jakąś ważną naradę w kadrze, a później odjechał gdzieś z Kubackim, by wrócić przed następnego dnia południem. Był mi winien wyjaśnienie, zwłaszcza, że Anka i Sylwia też były w to zamieszane...
 - Zajęło nam to długo, bo pojechaliśmy bardzo daleko, by coś przywieść z drugiego końca kraju - oznajmił, a jego uśmiech stawał się coraz szerszy, a oczy dziwnie błyszczały.
 - Niby co?
 - Pierścionek. Oświadczę się Magdzie. Dzisiaj.    
 

poniedziałek, 13 maja 2013

Szósty

Kuba
*****  
Zdradzili mnie. Zdradzili... cholerni bracia Miętus!
Nigdy nie ufaj kumplom, gdy w grę wchodzi wódka - zawsze to mówiłem. Patrzyłem to na jednego, to na drugiego i oni... po prostu sobie spali. Krzysiek złożył głowę na parapecie, a jego pozbawione butów stopy wylądowały gdzieś między salaterką, a dzbankiem z wodą. Grzesiek chrapał donośnie, tuląc się do mojego ramienia. Coś ciepłego przenikało materiał mojej koszuli w miejscu, gdzie były jego usta - miałem nadzieje, że nie była to ślina! Przerażonym wzrokiem uciekałem na boki, bo coraz więcej ludzi gapiło się na nas.
 - Przyszedł z dziewczyną, a prowadza się z takimi niewyszumianymi... - dobiegł mnie pełen nagany szept. - Dziewczę dobrze zrobi, gdy go zostawi!
Na moje oko (a raczej ucho) pochodził od wiekowej staruszki, która z uporem maniaka obrzucała nas spojrzeniami i wyglądała, jakby miała zamiar splunąć na posadzkę z pogardy. Zajrzałem do mojej literatki - była pełna wody mineralnej. Zrobiłem to celowo, nie chciałem się upić po raz kolejny, bo moje Madziejątko... No właśnie, gdzie ona się podziewała? Nigdzie nie widziałem też Maćka, a i Anka zaginęła. Dawid tańczył wolnego, a w jego ramionach tonęła Sylwia. Nie zauważali chyba nikogo wokół siebie. Gdy tak im się przyglądałem, to mi też zachciało się... tańczyć.
Głowa Grześka głucho stuknęła o ławkę, ale się nie obudził. Wyszedłem z sali, a na zewnątrz przywitała mnie ciepła noc. Schyliłem się, by zawiązać but, a ten seksowny stukot szpilek na bruku rozpoznałem od razu.
 - Kochanie?
Magda rzuciła się w moje ramiona z siłą, która prawie zwaliła mnie z nóg. Odzyskałem równowagę. Była cała przemoczona i drżąca, a jej ciało cuchnęło wodorostami.
 - Co się stało? 
Chcę do domu, chcę do domu - powtarzała w kółko. 
Ktoś musiał zrobić jej jakąś krzywdę. Tylko kto? I w jaki sposób?       


Magda
*****  
Anka uśmiechała się przebiegle, żując gumę.
Patrzyła na nas, ręce założyła na piersi, a jej ciemna brew uniosła się wysoko. Wyglądała, jak wredna dziewczyna z amerykańskich filmów. Ciemne oczy zmrużyły się, a jasne zęby błyskały pomiędzy leniwymi mlaśnięciami. Wydmuchała wielki, różowy balon, który pękł natychmiast, a później wypluła gumę na trawę.
 - Wiedziałam! - zawołała triumfalnie. - Można było w was czytać, jak w gazecie! Jesteście tacy żałośni... - skrzywiła się, obdarzając nas pogardliwym spojrzeniem.
 - Niczego nam nie udowodnisz - zaatakował ją Maciek.
Schował mnie za swoimi plecami. Nie próbował zaprzeczać, obracać wszystkiego w żart. 
Nie było sensu. Wychylałam jedynie głowę nad jego ramieniem, a on kurczowo ściskał za sobą moją dłoń.
 - Pomyślmy - mruknęła brunetka, robiąc skupioną minę.
Sytuacja musiała z boku wyglądać nawet śmiesznie - nasza dwójka wciąż stała wewnątrz fontanny, woda sięgała mi do połowy ud.
 - Masz rację, niczego nie udowodnię, ale też nie miałam takiego zamiaru - zawiesiła głos.
 - Nie? - Ton Maćka był bardziej, niż lekko zdziwiony.
 - Po co? Nie interesuje mnie to, czy Kuba dowie się, że przez cały czas dorabialiście mu rogi... - zaczęła zjadliwie, celowo głośno wypowiadając ostatnią część zdania. 
Wciągnęłam głęboko powietrze, by zaprzeczyć jej słowom, ale pierwszy odezwał się Maciek.
 - To wcale nie było tak, dobrze o tym wiesz... - zawahał się, a ja spojrzałam na niego, zdumiona. 
Zwierzał się jej, czy jak? Ta rozmowa robiła się coraz bardziej ciężka i absurdalna.
 - A jak było? Zastanówmy się - to o niej mówiłeś, że doprowadza cię do szału swoim udawaniem niewinnej sierotki, byle tylko wprosić się w łaski twojego brata - mówiąc to, przeniosła wzrok na mnie - czy raczej to, że na pewno wydrze od niego kasę i zniknie, gdy tylko się nim znudzi? Aha, czekaj, czekaj, bo to wszystko było o tobie, ty naiwna kretynko - zakończyła, wyliczając na palcach, prosto w moją twarz.
Otworzyłam usta, ale nic się z nich nie wydostało, ani oddech, ani jęk zawodu.
 - Anka, przestań - warknął Maciek.
Odtrąciłam jego dłoń, a słone łzy zapiekły mnie mocno, ale je zdusiłam, zanim zdążyły popłynąć po policzkach.
 - Ojej! Nie będziesz chyba płakać, wiejska sierotko? - zaskomlała Anka, a później w głos roześmiała się, a jej śmiech niósł się echem w moich uszach, gdy w pospiechu wyskoczyłam z fontanny i uciekłam przed siebie.


Kuba
*****
Wróciliśmy do mieszkania, a ona nadal nie wyjaśniła mi niczego.
Szczerze? Miałem tego dość! Coś działo się między nami i nie było to nic dobrze rokujacego na przyszłość. Czułem się dziwnie. Oddałem tej dziewczynie wszystko - serce, duszę, a gdyby zażądała - oddałbym też nerkę lub inny organ! Chdo niektórych byłem bardzo przywiązany...
Gdy wpadła mi w ramiona, cała przemoczona i roztrzęsiona, bałem się, że ktoś ją napadł, zrobił krzywdę. Powiedziała, że nie. Bolała ją tylko głowa. Pewnie dlatego też pływała wcześniej w sadzawce, bo cała jej sukienka oblepiona była jakimiś glonami. Rozumiałem bardzo dobrze, co oznaczały spontaniczne odpały, ale litości - nie na weselu! Nawet nie pożegnaliśmy się z nowożeńcami. 
Usiadłem na kanapie, bo chciałem dać jej czas, by się w spokoju przebrała. Gdy wyszła z łazienki po kwadransie, miała mokre włosy, ale całe szczęście już po kąpieli. Chciałem ją przytulić, ale nie wtedy, gdy czuć było od niej żabami. Usiadła przy mnie i oboje zapatrzyliśmy się na swoje stopy. Wzór na dywanie też był niesłychanie absorbujący w tamtym momencie. Musiałem przerwać ciszę.
 - Powiesz mi o co chodzi? - spytałem cicho, kładąc jej dłoń na kolanie.
Dziwny impuls przeszedł przez moje ciało, gdy dotknąłem jej rozgrzanej skóry. Skup się, idioto! Wzdychała kilka razy, otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zamknęła je, zrezygnowana.
 - Bo wiesz... - zacząłem znów, ale wpadła mi w słowo. - Ja... - również zamilkła.
Uśmiechnąłem się, bo ciężko było mi się na nią gniewać. 
 - Ty pierwsza.
Uniosła te swoje oczęta, a mnie całkowicie pochłonęło piękno jej prostych rysów twarzy.
 - Zakochałam się w Maćku - poinformowała mnie, a jej mina była poważna, jakby ogłaszała mi, że usunięto skoki z dyscyplin olimpijskich.
Ryk śmiechu, który skumulował się w moim wnętrzu, zerwał tamy i po chwili zwijałem się już, kładąc na kanapie. Gdy rozbolał mnie brzuch, a łzy skapywały po policzkach, uspokoiłem się. Jej wyraz twarzy nie uległ zmianie - powinna pójść na jakiś casting, byłaby świetną aktorką!
 - Ok, a teraz na serio - parsknąłem, ocierając oczy.
 - Mam mętlik w głowie - szepnęła.
Jej ton dziwnie uświadomił mi, że byliśmy sami, a w pomieszczeniu paliła się tylko mała lampka na parapecie. Jej szyja była kusząco odsłonięta, a bił od niej ciepły, cudowny zapach. Aż zacząłem się wiercić. 
 - Dlaczego? - spytałem, próbując skupić myśli.
 - Bo traktujesz mnie jak siostrę, a nie swoją dziewczynę - stwierdziła.
Co? Znów myślałem, że żartowała, ale tym razem mogłem wyczuć, że jednak nie. Nie chciałem się kłócić, jednak kompletnie nie wiedziałem o co jej chodziło. Miała jeden z tych "gorszych" dni, czy co?
 - Wybacz, ale musisz mi to rozwinąć, bo nie kapuję, kochana - zaśmiałem się przyjaźnie, na co ona cała się zjeżyła. 
Później było już tylko gorzej. Zaczęła wrzeszczeć, histeryzować. Zrozumiałem z tego, że miała dość. Ale czego? Chciała żebym traktował ją jak facet. Ale jak niby? Gestykulowała nerwowo, jej policzki zalał rumieniec. Przewinęły się imiona Maćka i Anki. Dawidowi i Sylwii też się oberwało. Siedziałem tylko i patrzyłem na to. Ręce mi opadły.
 - No to co mam zrobić, do cholery? - spytałem głośno, gdy zaczerpnęła powietrza. 
Od razu żałowałem, że użyłem brzydkiego słowa - z szacunku do kobiet, unikałem tego jak ognia. Gdy się odezwała ponownie, całkowicie się usprawiedliwiłem - moje przekleństwo to był pikuś.
 - Zrób coś! Cokolwiek! Zdenerwuj się, rzuć czymś! - pisnęła, wymachując dłońmi. 
Coraz bardziej się denerwowałem.
 - Co ci to da? Czego ode mnie chcesz? - ryknąłem, podnosząc się z kanapy i podchodząc bliżej. 
Nie przestraszyła się wcale. Także się podniosła.
 - Czego byś nie zrobił, będzie lepsze od tego co przeżywam! Wszystko mi się miesza, ratuj mnie! Pocałuj, przygnieć do ściany! Nie jestem delikatną dziewczynką, za którą mnie masz! Bądź facetem, daj mi poczuć, że żyję! - wyrzuciła z siebie na jednym wdechu, a później umilkła.  
Spuściła wzrok jakby się zawstydziła własnych słów. Wytrzeszczałem oczy. Pierwszy raz w życiu byłem świadkiem takiej przemowy. Słowa zostały wypowiedziane. To była moja wina, byłem ślepy... Zacisnąłem mocno pięści. Czy wydałem jej się wystarczająco męski? Do licha z tą kobietą!
Z furią chwyciłem ją w objęcia, a ustami wpiłem się w jej. Westchnęła zaskoczona, ale po chwili odpowiedziała mi na pocałunek. Dyszeliśmy, a nasze zęby uderzały o siebie, gdy bez żadnej delikatności wręcz pożerałem jej wargi.
 - Nareszcie - jęknęła. - Zapomnę...
Gdybym był przytomniejszy, na pewno zainteresowałoby mnie o czym tak chciała zapomnieć. Ale nie byłem. Całkowicie mi to odpowiadało. Poszedłem na całość - chciała brutala? Obecny! Moje dłonie zjechały szybko w dół jej pięknych pleców i palcami ścisnąłem jej pośladki. Były cudowne! Z całej siły popchnąłem ją na kanapę, a ta odjechała kawałek. Po chwili rzuciłem się na Magdę, nie martwiąc się czy nie połamałem jej żeber. Chciała faceta - dostała.
 - Wywołałaś wilka z lasu! - wychrypiałem, zdzierając z jej ramion szlafrok. - Teraz ci pokażę! Ja ci dam Maćka... - dodałem karcąco, nawiązując do jej wcześniejszego żartu.
I to byłoby na tyle. Po chwili znieruchomiała pode mną, później szarpnięciem zwaliła mnie na podłogę i uciekła z głośnym płaczem. Podparłem się na łokciach, ale nie wstałem
 - Ta baba mnie wykończy! - stęknąłem w ciemności.       


Magda
*****  
Zacisnęłam dłoń na poduszce leżącej obok.
Moja komórka z trzaskiem uderzyła o blat stołu, ciśnięta z furią o jaką bym się nawet nie podejrzewała. Byłam zła, bardzo bardzo zła. Kuba nie powinien tak się zachowywać... Wiadomość, którą od niego otrzymałam była krótka i rzeczowa: musiał zostać na jakimś ważnym zebraniu, z naszego wieczornego wyjścia nici. Przepraszał. Przesyłał buziaki. Wciąż pewnie był wkurzony, bo zachowałam się jak idiotka po weselu. Ale mijał już tydzień, do licha!
Wstając wygładziłam sukienkę. Moja twarz była pokryta idealnym makijażem, specjalnie na planowaną od  dawna randkę z moim chłopakiem. Włosy delikatnymi falami opadały na plecy - wyglądałam super! Co z tego? Dotarło do mnie, że musiałam wyskoczyć z kiecki, zmyć maskę, którą tak starannie nakładałam, a włosy zebrać w zwykły kucyk. Później mogłam już całkowicie pogrążyć się w rozpaczy.
Zdążyłam nalać odrobinę mleczka na płatek kosmetyczny, gdy rozległ się dzwonek przy drzwiach. Wzruszyłam ramionami - prawdopodobnie był to ktoś do Maćka. Już prawie przetarłam oko kosmetykiem, gdy ponownie zadzwonił dzwonek. Tym razem zirytowałam się, bo wydał mi się bardzo natarczywy. Może to Kuba chciał sobie ze mnie zażartować? - przeleciało mi przez myśl, gdy szłam przez korytarz. Żartowniś jeden! 
Klucz przekręcany w zamku oczywiście kilkakrotnie się zaciął, a ja z nerwowym uśmiechem na wargach uchyliłam drzwi. To nie był Kuba. Całkowicie na miejscu była też moja pierwsza myśl na widok osób stojących w progu. Co do licha? Ujrzałam przed sobą Sylwię i... Ankę.
 - Helloł, Lena - wybełkotała ta pierwsza, zataczając się lekko na niebotycznie wysokich obcasach.
Użyła skrótu od mojego pełnego imienia, co mnie bardzo zdziwiło. Nikt się tak do mnie nie zwracał, oprócz mojej mamy - tyle, że ona bywała raczej trzeźwa, a Sylwia była od tego tak daleka, jak odległość jej pięt od ziemi. Buty na jej stopach były z rodzaju tych, które oprócz gigantycznego słupka posiadały sporą platformę. W tamtym momencie naprawdę podziwiałam, że w ogóle mogła stać, nie wspominając już o chodzeniu.
 - Ładnie wyglądasz - stwierdziła, pakując się do środka, po czym czknęła lekko i podała mi butelkę wina. - Mam urodziny.
Wciąż zaskoczona stałam w drzwiach i gapiłam się na drugą dziewczynę. Nadal żywo pamiętałam tamten weselny wieczór. Zdecydowanie nie wybaczyłam jej jeszcze wszystkich wypowiedzianych wtedy słów. Spojrzała na mnie, a w jej oczach widać było coś na kształt skruchy.
 - Mogę? - spytała, dłonią wskazując do wnętrza mieszkania.
Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć, więc wzruszyłam tylko ramionami. Skoro musisz - pomyślałam. Zamykając za nimi drzwi westchnęłam. Nie tego się spodziewałam...
Rozsiadły się wesoło, były w wyśmienitym humorze - efektownie ubrane i podchmielone. Czułam się w ich obecności niska i byle jaka. Spięłam się cała i trochę zamknęłam w sobie, siadając na kanapie. Czego mogły ode mnie chcieć?
 - Gdzie masz lampki? - zapytała Sylwia, wskazując na butelkę, którą mi wcześniej wręczyła.
 - Eee...
 - Dobra, sama znajdę - stwierdziła, widząc moje wahanie, po czym zniknęła w kuchni. Wróciła z trzema szklankami.
 - Zapomniałam, że mieszkasz z facetami. Oni nie uznają normalnych naczyń.
Kolejno napełniła szklanki po brzegi. Płyn miał piękną, czerwoną barwę i słodko pachniał. Nagle poczułam ochotę, by zanurzyć w nim usta. A może i całą twarz. Kuba mnie wystawił...
 - Moje zdrowie! - Sylwia uroczyście uniosła szklankę i zanim ja zdążyłam upić chociażby łyczek, ona ocierała już usta.
Sytuacja była trochę szalona i absurdalna - piłam wino z dwoma dziewczynami, jedną z nich lubiłam i znałam w miarę dobrze, za to do drugiej pałałam uzasadnioną nienawiścią. 
 - Co was do mnie sprowadziło? - spytałam wreszcie.
 - Przechodziłyśmy sobie właśnie i tak jakoś... - Sylwia nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa, a ja już wiedziałam, że kłamała.
 - Wysłał was Dawid, a jemu z kolei polecił to Kuba - strzelałam spostrzeżeniami jak z pistoletu. - Ty - dodałam, patrząc z naganą na Sylwię - nie masz dziś urodzin.
Wypuściła powietrze przez zęby i przewróciła oczami.
 - Skubana jesteś! - stwierdziła z podziwem.
 - Nie trzeba mieć magistra żeby się domyślić - mruknęłam.  
Spuściłam wzrok na kolana, nerwowo obracając szklankę w dłoniach.
 - Oni naprawdę mają ważne zebranie - poinformowała mnie Anka.
Moja głowa szarpnęła w górę i natychmiast obrzuciłam ją krzywym spojrzeniem.
 - A mówisz mi to, bo...?
Chciałam jej pokazać, że nią gardziłam i była niemile widziana w moim mieszkaniu. Podczas nieobecności Maćka nie powinna mieć w ogóle wstępu.
 - Nie chcę żebyś kłóciła się ze swoim chłopakiem - odparła całkiem szczerze.
 - Niby co cię to obchodzi? - wykłócałam się.
Śmiała wtrącać się między mnie i Kubę, jakby mało namieszała wcześniej.
 - Nic, wyluzuj! - poprosiła, a ja tylko się zjeżyłam. - Wiem, że mnie nie lubisz, nie dziwię ci się - zaczęła, przewracając oczami, a w jej ustach mignęła mi guma do żucia i natychmiast wspomniałam akcję w fontannie. 
Moje palce wpiły się w materiał sukienki.
 - Musisz jednak wiedzieć, że tamtego wieczora, gdy cię obrażałam, miałam ukryty cel.
Prychnęłam i założyłam drżące z oburzenia ręce na piersi.
 - Ani się waż o tym mówić... - podniosłam głos o jeden ton za dużo, ale przerwała mi Sylwia.
 - Wiem już wszystko - zwróciła się do mnie. - O tobie i Maćku. Rozumiem, więc nie musisz się martwić. Nie powiem nikomu.
O mało nie wyszłam z siebie. Ta sprzedajna szmata jednak się komuś zwierzyła! 
 - Ale... ale... - zaniemówiłam, wodząc wzrokiem od jednej do drugiej.
 - Wytłumaczę ci to bardzo prosto: trzymaj się od Maćka z daleka - rozkazała Anka, a moje oburzenie zamieniło się w prawdziwą furię. Jak w ogóle śmiała...
 - Bo chcesz go dla siebie? - wrzasnęłam. - Przecież jesteś w ciąży z innym! 
Tamta spojrzała na mnie poważnym wzrokiem, a ja w jakiś sposób zrozumiałam, że powie mi prawdę.
 - Nie, bo jest dużo rzeczy, których o nim nie wiesz... a w ciąży już nie jestem, jeśli cię to zainteresuje.
***
Jakąś godzinę później siedziałyśmy w pubie.
Nie miałam pojęcia jak i kiedy się tam znalazłam - kończyłyśmy kolejną butelkę wina. Lampka po lampce, a ja czułam się coraz bardziej błogo i beztrosko. Wszystkie smutki, jakby zepchnięte w ciemną otchłań mojego umysłu, przestały istnieć. Wolna od wszelkich złych myśli, cieszyłam się chwilą.   
 - Przykro mi z powodu twojego... twojej ciąży - zwróciłam się do Anki po raz kolejny.
Wyjaśniła mi wszystko - całą smutną prawdę. Pierwszy raz w życiu miałam do czynienia z dziewczyną, która poddała się aborcji. Nie ogarniałam i nawet nie próbowałam tego zrozumieć.
 - Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, miałam zamiar złapać na dziecko Maćka - poinformowała nas.
Zamurowało mnie, a Sylwia wydawała się być całkowicie spokojna.  Anka, widząc moją minę, sprostowała:
 -  Nie zrozum mnie źle. Może nie jestem idealnym człowiekiem, ale nie jestem też potworem. Chciałam to zrobić, bo wtedy... w tamtym momencie byłam w Maćku do szaleństwa zakochana.
Moja stopa ześlizgnęła się ze stopnia, o który ją podpierałam. Złapałam się mocno blatu, by nie upaść. Zakochana? Ona? W Maćku? Wyraz jej smutnych oczu powiedział mi więcej, niż mógłby tysiąc słów. Nie kłamała. Była pijana, tak jak ja, a upojeni ludzie mówią prawdę.
 - Postaw się w mojej sytuacji, a zrozumiesz... Nie prowadziłam się wcześniej zbyt porządnie, a to wszystko tylko dlatego, że ja... ja... - jąkała się, a jej oczy dziwnie zmętniały. - Ale później uświadomiłam sobie, że to na nic, bo on nie odwzajemniał moich uczuć. Powiem więcej - wiem doskonale, że jest w kimś nieszczęśliwie zakochany. Nie muszę nic dodawać, prawda? 
Zanim dotarło do mnie, że miała na myśli moją osobę, zdążyłam opróżnić resztę mojej lampki. Wino smakowało cierpko w moich ustach.
 - Nie wiem co do mnie czuje, ale nie nazywałabym tego miłością - stwierdziłam oschle, wspominając wszystkie przykrości, których doświadczyłam z jego strony. 
 - Faceci nie kochają czysto i prosto, jak my - wyjaśniła Sylwia, klepiąc mnie po ramieniu.
- A już szczególnie tacy, jak Maciek. On jest skomplikowany i trudny, ale pomimo całego, doskonałego aktorstwa, czytałam w jego twarzy jak w książce już od początku. Pamiętaj, że byłam postronnym obserwatorem, nie znałam was, ale zauważyłam, że coś było na rzeczy. Jak to mówią, kto się czubi ten się lubi, czy jakoś tak - dodała z uśmiechem, po czym znów napełniła nasze lampki.
Rozmawiałyśmy sobie tak jeszcze kilka chwil, a ja nagle poczułam  jak pełny był mój pęcherz. Przeprosiłam dziewczyny, udając się na poszukiwanie toalety. Klub był budynkiem sporych rozmiarów, pełnym przeróżnych sal, ciemnych korytarzy i schodów. Z wielką ulgą przyjęłam fakt, że znajdowałam się na dobrej drodze - niebieski znak na ścianie informował o położeniu damskiej łazienki. Wystarczyło bym zeszła po schodach w dół, gdzie rozciągał się korytarz oświetlony jedynie przytłumionym, neonowym światłem. Stawiając ostrożnie krok za krokiem powoli pokonałam wszystkie stopnie. Okazało się, że drzwi znajdowały się na końcu korytarza. Po drodze mijałam męską toaletę - akurat wychodził z niej wysoki chłopak. Widziałam go już wcześniej, gdy przyglądał mi się z sąsiedniej loży. Pamiętałam, że siedział tam z dwoma kolegami i widocznie chcieli zwrócić na siebie naszą uwagę. 
Chciałam go zgrabnie ominąć, jednak mój przytępiony umysł źle pokierował ciałem. Wpadłam na gościa, ten złapał mnie za łokieć bym nie upadła i podtrzymał. Usiłowałam godnie się wyprostować, ale obcasy rozjechały mi się na śliskiej powierzchni. Chłopak napiął mocną rękę i po chwili doprowadził moje ciało do pionu. Parsknął przy tym śmiechem. Podniosłam na niego wzrok, zawstydzona własną niezdarnością. Zdążyłam zauważyć, że był tak samo przystojny, jak wydawało mi się z daleka. Biła od niego pewność siebie, choć też był lekko podchmielony, co wyczułam w jego oddechu.
 - Proszę mi wybaczyć - rzuciłam niepewnie, poprawiając ramiączko sukienki, które osuwało mi się po ramieniu. 
Wzrok chłopaka śledził ten ruch, a oczy błysnęły na tle świateł zamontowanych na ścianie. Dziwnie się poczułam... Nagle zrobiło się tak jakoś ciasno i głośno, a korytarz był widocznie pusty. W powietrzu unosił się ostry zapach dymu tytoniowego i damskich perfum. Czym prędzej chciałam się wycofać. Uśmiechnął się do mnie, pokazując rząd zadbanych, białych zębów - miał wypracowany firmowy uśmiech - jak Maciek.
Oddalałam się szybko, a gdy chwyciłam wreszcie za klamkę, odwróciłam się. Wciąż stał tam, patrząc za mną. W środku było przyjemnie zimno i pusto. Z ulgą wyszłam z kabiny, a dźwięk wody lejącej się z kranu uspokoił mnie i zapomniałam co wcześniej wyprowadziło mnie z równowagi. Przypudrowałam nos, poprawiłam kontur ust czerwoną pomadką i wzburzyłam lekko włosy. Podobało mi się moje odbicie w lustrze, a także to, że mężczyźni zwracali na mnie uwagę. Nigdy wcześniej nie czułam się taka piękna, jak tamtego wieczora. Nie miałam pojęcia, że istniały kreatury, które tylko czekały, by to kobiece piękno zbrukać.
Wychodząc, zgasiłam światło. To był mój pierwszy błąd. Korytarz był zupełnie ciemny, nie licząc nikłego blasku, który bił ze schodów. Od nich dzieliło mnie kilkanaście kroków. Nie zdążyłam zrobić nawet trzech... Duża dłoń boleśnie zacisnęła się na moim nadgarstku. Zostałam pchnięta na ścianę z taką siłą, że moja głowa po uderzeniu w nią, odskoczyła do przodu, a ja poczułam przejmujący ból. Ktoś unieruchomił mnie w ciasnym uścisku, a na szyi poczułam obleśny, mokry pocałunek. Ciężki oddech, gorące cielsko, wielka siła. Szarpałam się, drapałam, gryzłam. Na nic. Byłam zbyt słaba. 
 - Czekałem na ciebie - warknął mi do ucha.
Wiedziałam, że był to ten koleś, na którego wpadłam. Bóg mi świadkiem, że nie wyglądał na gwałciciela, a jednak... Dlaczego ja? To się nie dzieje naprawdę... Mamo... - moje myśli galopowały w rytm bijącego szaleńczo serca - Magda, musisz coś zrobić! Walcz!
Telefon w mojej torebce zaczął dzwonić natarczywie, a Pink śpiewała "daj mi tylko powód...". Nie prowokowałam go, by mnie zaatakował, jednak zrobił to. Siłowałam się z nim, choć był sporo wyższy i dobrze zbudowany - furia, przypływ adrenaliny czy ukrywane zasoby energii? Coś pomagało mi powstrzymywać go z dala od moich ust i majtek. Nie oddychałam już, a po prostu rzęziłam. Komórka dzwoniła bez przerwy. Prosiłam bezgłośnie, by jedna z dziewczyn wybrała się na dół. 
 - Czemu się tak opierasz? Lubisz udawać niedostępną? Przecież wiem, że mnie chcesz! - charczał mi do ucha, a ja powstrzymywałam odruch wymiotny.
Gdy jego dłoń brutalnie szarpnęła za suwak sukienki, który natychmiast pękł, wyjęczałam cicho: 
 - Proszę...
Nagrodził mnie kolejnym uderzeniem o ścianę. Ból głowy stał się nieznośny, powoli traciłam świadomość, kontury zamazywały się. Hałas się wzmagał, szumiało mi w uszach. Zemdleję... Za jego plecami zdążyłam zauważyć, że ktoś się do nas zbliżał. Ciemna sylwetka w przytłumionym świetle. Jego kolano agresywnie rozdzieliło moje nogi.
 - Kuba? - jęknęłam błagalnie.
Telefon przestał dzwonić. Usłyszałam głośne przekleństwo, po czym coś upadło na ziemię z łoskotem. Biegł, by mnie uratować. To był on - jakimś cudownym sposobem trafił tam, gdzie trzeba.
 - Kuba - powtórzyłam, tym razem z ulgą. 
Chwilę później odciągnął napastnika, a ja osunęłam się po ścianie i padłam na zimną 
i mokrą podłogę. 
 - Kuba - kolejny raz jego imię opuściło moje usta.
Ale to nie on mnie ratował. Maciek zamachnął się i mocnym uderzeniem rozłożył faceta na łopatki. Rozpoznałam go po głosie.
 - Zachciało ci się niewinnej dziewczyny, skurwielu? - ryknął, po czym rzucił się na leżącego. Tamten szybko podniósł się, a szamotanina powoli przeradzała się w bójkę. Przyciągnęłam kolana do piersi i objęłam je rękami. Było mi zimno i niedobrze. Czułam do siebie wstręt... Wokół było ciemno, więc za każdym razem wzdrygałam się, gdy moich uszu dochodził odgłos uderzeń. Miałam nadzieję, że to nie Maciek obrywał. W tamtym momencie nie byłam w stanie skupić myśli - chciałam, by było już po wszystkim.
Kocham go, tak bardzo go kocham!
Znów głośne uderzenie, jęk bólu i odgłos padania na posadzkę. Maciek obrócił się w moją stronę i już się zbliżał, gdy mocne szarpnięcie zawróciło go z powrotem. Zaklął. A później ujrzałam nikły błysk. Nóż! Otworzyłam usta w przerażeniu, ale niezdolna byłam wydusić chociaż słowa. Gardło zacisnęło się, a łzy zamazały mi widok. Ostrze cięło powietrze z głośnym świstem. Zacisnęłam powieki. Szarpanina, a na jej tle najstraszniejszy odgłos - klingi zagłębiającej się w ciele i głuchy okrzyk bólu.
Oczy otworzyłam, gdy obaj padali na posadzkę. Ślizgając podeszwami, dźwignęłam  się na nogi. Ciemna plama krwi powiększała się, aż jej brzegi otoczyły moje buty. Przycisnęłam dłonie do ust i boleśnie gryzłam palce, choć nic nie równało się z bólem, który rozdarł moje serce. Nie, proszę. Nie. Nie on. Nie w taki sposób. Nie przeze mnie!
 - Mój...
Nie dokończyłam. Ciało odmówiło posłuszeństwa i pochłonęła mnie ciemność.