Magda
***
To
był bardzo ciężki i nużący dzień.
Praca
od dawna nie sprawiała mi już tak dużej przyjemności jak na
początku, a dodatkowo ciągle myślałam o swoim życiu. Co ja w
ogóle wyprawiałam? Maciek, Kuba, Maciek, Kuba — różnice między
nimi się zamazywały, a osoby zlewały w jedną. Byli do siebie tak
podobni, a jednocześnie tak różni... jak ogień i woda.
Maciek kojarzył mi się z nieposkromionym pożarem, który spalał mnie i pozbawiał tchu. Kuba był ukojeniem, niczym łyk zimnego płynu w upalne południe. Obaj mi do życia niezmiernie potrzebni.
Musiałam przyznać sama przed sobą — nie umiałabym wybrać. Kochałam obu, a tylko w jednym byłam zakochana. Wybór padłby na Maćka, ale co z Kubą? Jak mogłam ciągnąć tą chorą sytuację przez tak długi okres czasu? Byłam podłą egoistką i okropnie żałowałam mojego najdroższego przyjaciela, ale to Maciek rozpalał moje zmysły i sprawiał, że traciłam poczucie przestrzeni i rzeczywistości. Potrzebowałam jedynie impulsu — małego znaku z jego strony, kilku słów, pewnego gestu...
Maciek kojarzył mi się z nieposkromionym pożarem, który spalał mnie i pozbawiał tchu. Kuba był ukojeniem, niczym łyk zimnego płynu w upalne południe. Obaj mi do życia niezmiernie potrzebni.
Musiałam przyznać sama przed sobą — nie umiałabym wybrać. Kochałam obu, a tylko w jednym byłam zakochana. Wybór padłby na Maćka, ale co z Kubą? Jak mogłam ciągnąć tą chorą sytuację przez tak długi okres czasu? Byłam podłą egoistką i okropnie żałowałam mojego najdroższego przyjaciela, ale to Maciek rozpalał moje zmysły i sprawiał, że traciłam poczucie przestrzeni i rzeczywistości. Potrzebowałam jedynie impulsu — małego znaku z jego strony, kilku słów, pewnego gestu...
Z
zamyślenia wyrwał mnie hałas dochodzący zza drzwi naszej sali. Podniosłam
wzrok i wytężyłam słuch, podobnie jak większość osób
przebywających wtedy w
pomieszczeniu. W holu wybuchło jakieś zamieszanie, słychać było
odgłosy szamotaniny, ktoś przemawiał podniesionym, pewnym siebie
głosem... Nie, tylko nie to...
—
Proszę zawołać Magdę, muszę jej coś powiedzieć! To ważne... —
darł się Maciek.
Nie
mogłam go widzieć, więc tylko skuliłam się w oczekiwaniu. Ochroniarz
usiłował go uspokoić, ale widocznie mu się nie udało, bo sekundę
później Kot wparował do pomieszczenia. Zatrzymał się, jego włosy
były rozwiane, a mina zdeterminowana. Gdy mnie zauważył, ruszył
natychmiast, a ja niewiele myśląc podniosłam się z miejsca, ale
byłam zbyt zaskoczona, by wydusić choćby słowo. Zbliżywszy się,
chwycił mnie w ramiona, a później poklepał mocno po plecach,
mówiąc bardzo głośno:
—
Tak mi przykro z powodu twojej babci...
Głos przepełniony miał autentycznym bólem, jednak znając jego zdolności, nie dałam się nabrać. Odsunęłam
się lekko, żeby być wciąż w bliskiej odległości.
—
Moja babcia zmarła sześć lat temu — syknęłam. — Drugiej nigdy
nie poznałam.
Na te słowa skrzywił się teatralnie i prawie zapłakał.
—
Biedactwo!
Rozejrzałam
się, całkowicie wytrącona z równowagi. Wszyscy się na nas
gapili. Wszyscy!
—
Moje kondolencje, młoda - rzucił pan Józek od sąsiedniego
stolika.
Wbiłam
Maćkowi paznokcie w przedramię.
—
Zatłukę cię! Chyba, że masz dobry powód dla tej całej szopki —
szepnęłam, a on w tym czasie zbierał moje rzeczy do torebki.
—
Żebyś wiedziała, że mam — stwierdził, nagle napiętym głosem.
Uniosłam
brwi jeszcze wyżej, bo już całkowicie nie miałam pojęcia co było
na rzeczy.
—
Zszywacza pakować nie musisz — skarciłam go, więc odłożył narzędzie
z powrotem na biurko.
Kilka
minut później, żegnani współczującymi spojrzeniami, wyszliśmy
na ulicę. To znaczy — on wyszedł, a mnie siłą ciągnął za sobą.
Szarpałam się, wyrywałam. Na nic. Opętało go chyba!
Samochód zaparkował na rogu, mignęły światła i po chwili siedziałam już w środku, brutalnie tam wepchnięta. Słowa "delikatność" i "Maciek" odpychały się wzajemnie jak dwa magnesy.
Roztarłam ściskaną wcześniej dłoń podczas, gdy on obszedł pojazd i wpakował się za kierownicę. Ruszyliśmy natychmiast z ogłuszającym piskiem opon.
Samochód zaparkował na rogu, mignęły światła i po chwili siedziałam już w środku, brutalnie tam wepchnięta. Słowa "delikatność" i "Maciek" odpychały się wzajemnie jak dwa magnesy.
Roztarłam ściskaną wcześniej dłoń podczas, gdy on obszedł pojazd i wpakował się za kierownicę. Ruszyliśmy natychmiast z ogłuszającym piskiem opon.
—
Powiesz mi może, co ty najlepszego wyprawiasz? — spytałam,
oczywiście nie oczekując normalnej odpowiedzi, no i jej nie
dostałam.
— Chcesz wiedzieć? — zaśmiał się nerwowo, skupiając wzrok na
drodze, a chwilowo tylko na mnie zerkając.
—
Życzyłabym sobie wyjaśnień — rzekłam, krzyżując ręce na
piersi.
— Porywam cię.
Chwyciłam
się brzegów siedzenia. Wyjechaliśmy właśnie na prosty odcinek
trasy, który prowadził za miasto — ta sama droga, którą
jechaliśmy do domku letniskowego. Sporadycznie mijały nas inne
samochody.
—
Przepraszam, ale chyba źle zrozumiałam... Co? — kpiłam, choć w
środku brzucha odezwały mi się motyle.
—
Może powiedz mi jeszcze raz, ale w naszym ojczystym języku.
Nie
zareagował na mój ton. Dalej prowadził, skupiony, a nawet nieco
przyśpieszył. Zieleń za oknem zlewała mi się w jedną, wielką
plamę. Odwróciłam twarz od szyby, bo zaczynało mnie mdlić od tej
prędkości.
—
Maciek! — pisnęłam.
-
Magda!
Nie
mogłam się nie uśmiechnąć — sparodiował mój idiotycznie cienki
głos. Wykrzywiłam twarz w dziwnym grymasie, by nie zauważył jak
bardzo mnie to rozbawiło. Przy nim nigdy nie wiedziałam co robić...
Śmiać się, płakać, tulić go czy uciekać gdzie pieprz rośnie.
—
Dlaczego mnie porywasz? — dopytywałam się, gdy przez kilka ładnych
chwil panowała między nami całkowita cisza.
Zmarszczył
czoło, a dłonie zacisnął na kierownicy tak mocno, że pobielały
mu kostki. Mięśnie na jego przedramionach napięły się, a ja poczułam
ucisk w podbrzuszu.
—
Mam być szczery?
Pokiwałam
głową bardzo przekonująco.
— Kuba kupił ci pierścionek — poinformował grobowym tonem.
Wzruszyłam
ramionami. Często mi coś kupował — na moim nadgarstku dyndały ze
trzy bransoletki...
—
To miło z jego strony, nie wiem jednak co... — zaczęłam, ale
przerwała mi jego ręka uderzająca w deskę rozdzielczą.
— Zaręczynowy, kapujesz? — wydarł się na mnie w akompaniamencie
ogłuszającego pisku hamulców.
Samochodem
szarpnęło na boki, a później wszystko ucichło. Poczułam swąd
palonej gumy. Maciek oddychał głośno, a czoło oparł na dłoniach
spoczywających na kierownicy. Wytrzeszczyłam oczy, bo wciąż byłam
w szoku po tak gwałtownym hamowaniu. Dłoń powędrowała do gardła,
mimowolnie.
Rozejrzałam się wokół. Zatrzymał samochód na środku drogi, lekko w poprzek, a gdzieś w oddali zamajaczył kształt zbliżającej się ciężarówki. Trąciłam go w ramię kilka razy.
Rozejrzałam się wokół. Zatrzymał samochód na środku drogi, lekko w poprzek, a gdzieś w oddali zamajaczył kształt zbliżającej się ciężarówki. Trąciłam go w ramię kilka razy.
—
Maciek, zjedź na bok.
Zero
reakcji, oprócz lekkiego wzdrygnięcia. Nerwowo zamrugałam
powiekami, a później uderzyłam go mocniej.
— No rusz się, nadjeżdża tir!
Mój
ton był już bardzo spanikowany. Skakałam wzrokiem na boki — szara
wstęga szosy, a pobocze miękkie, trawiaste, naznaczone rowami.
Kierowca tamtego wielkiego auta nie miałby szans nas ominąć.
Mignęły mi światła.
—
Maciek, słyszysz mnie? — szarpałam jego koszulkę, patrząc jak
drgał mu napięty mięsień szczęki, a puls szybko bił na szyi.
Byłam
pewna, że zaraz usłyszę klakson potężnej maszyny, która była
już coraz bliżej. Niesiona całkowitą paniką, chwyciłam za
klamkę i wysiadłam, trzaskając drzwiami z prawdziwą furią.
Małe kamyczki zaszurały mi pod stopami, gdy uciekłam na pobocze, a pojazd Maćka nie ruszył się nawet o milimetr. Po chwili rozległ się okropny i drażniący dźwięk, a ja zatkałam uszy i zacisnęłam oczy. Ciężarówka śmignęła szybko, powiew ciepłego powietrza smagnął mnie po twarzy i było po wszystkim... Żadnego uderzenia, zero odgłosu gniecionej blachy.
Małe kamyczki zaszurały mi pod stopami, gdy uciekłam na pobocze, a pojazd Maćka nie ruszył się nawet o milimetr. Po chwili rozległ się okropny i drażniący dźwięk, a ja zatkałam uszy i zacisnęłam oczy. Ciężarówka śmignęła szybko, powiew ciepłego powietrza smagnął mnie po twarzy i było po wszystkim... Żadnego uderzenia, zero odgłosu gniecionej blachy.
Potoczyłam
przerażonym wzrokiem wokół — sportowy wóz stał bezpiecznie z
boku, idealnie zaparkowany. Wezbrał we mnie niesamowity gniew, aż
zazgrzytały mi zęby. Wsiadłam do środka tak samo gwałtownie jak
wysiadłam. Ten pozbawiony zdrowego rozsądku wariat mierzył mnie
wzrokiem, a jego twarz maskowała wszelkie emocje. Ze złości nie
mogłam się wysłowić.
—
Ty...! — ryknęłam i uniosłam w górę wskazujący palec.
Później
wszystko potoczyło się już bardzo szybko — nie wiem kto pierwszy
się na kogo rzucił, ale po chwili mocowaliśmy się ze sobą, a
nasze usta walczyły o dominację. Zaciskałam dłonie na jego szyi
tak mocno, że puls wstrząsał moim ciałem. Nie całował
mnie, a prawie gryzł. Wydawaliśmy przy tym tak dzikie dźwięki, że
w innym wypadku zawstydziłabym się, ale złość wprost kipiała w
moim wnętrzu i siłą chciała się wydostać.
Dźwignia zmiany biegów boleśnie wbijała mi się w brzuch, gdy przeciągał mnie na swoją stronę. Wsunęłam dłonie w jego miękkie włosy, a on zamruczał głośno i moment później siedziałam na nim okrakiem. Kolana ślizgały się po jego bokach, a kierownica gniotła w plecy gorzej, niż wcześniej lewarek.
Jakby czytając w moich myślach, Maciek odsunął fotel do tyłu i opuścił lekko oparcie. Dosłownie zdarłam z niego koszulkę i poleciała gdzieś w przestrzeń, a ja z furią wpiłam się w jego wargi. Dłonie były wszędzie — niecierpliwe, silne i gorące. Wyginaliśmy nasze kręgosłupy tak, by znaleźć się jeszcze bliżej. Bezwstydnie się o niego ocierałam, na co reagował jękami tak rozpaczliwymi i intensywnymi, że aż dzwoniły mi w uszach, a drgania rozchodziły się po całym moim ciele.
Przyciskał mnie mocniej i mocniej, a moja letnia sukienka podwinęła się, co nakręcało nas niesamowicie. Moja dłoń zsunęła się po jego nagim brzuchu i poczułam dowód tego, że mnie pragnął. Gdy przejechałam palcami po twardym wybrzuszeniu, Maciek stęknął i wtulił twarz w moje ramię. Przechylił mnie do tyłu, moje kolana zjechały niżej, objęłam go udami jeszcze mocniej, na co oboje zareagowaliśmy bardzo głośno. Nie odrywał ust od mojej twarzy, szyi, dekoltu, a rękami błądził pod sukienką.
Czując narastające, nieznośne napięcie gdzieś w dole brzucha, wygięłam plecy w łuk, a łokciem musiałam chyba potrącić jakiś włącznik, bo po chwili wzdrygnęłam się, słysząc pracujące wycieraczki. To otrzeźwiło mój umysł — spojrzałam na Maćka, ręką powstrzymując go przed zanurzeniem nosa na powrót między moimi piersiami.
Podciągnęłam ramiączka, zgarnęłam włosy przyklejone do czoła. Oddychałam głośno, jak po biegu, tak samo on. Mierzyliśmy się wzrokiem, a napięcie między nami wcale nie opadło, a tylko się zwiększyło. Zaciskał dłonie na moich udach, mnąc materiał, jakby mu wyjątkowo przeszkadzał. Jego czarne oczy lśniły, a usta były spuchnięte i wyglądał w tamtym momencie tak dziko i pociągająco, że prawie traciłam silną wolę.
Opanowałam się jednak i całując go lekko w policzek, wróciłam na swoje miejsce. Powstrzymywał mnie, ale byłam nieugięta. Zrobił dziwną minę — na wpół wkurzoną, na wpół zmieszaną. Poprawił się na swoim siedzeniu, a ja o mało nie parsknęłam śmiechem, widząc te nerwowe ruchy. Sięgnęłam do jego policzka i obracając tą zachmurzoną twarz do siebie, szepnęłam:
Dźwignia zmiany biegów boleśnie wbijała mi się w brzuch, gdy przeciągał mnie na swoją stronę. Wsunęłam dłonie w jego miękkie włosy, a on zamruczał głośno i moment później siedziałam na nim okrakiem. Kolana ślizgały się po jego bokach, a kierownica gniotła w plecy gorzej, niż wcześniej lewarek.
Jakby czytając w moich myślach, Maciek odsunął fotel do tyłu i opuścił lekko oparcie. Dosłownie zdarłam z niego koszulkę i poleciała gdzieś w przestrzeń, a ja z furią wpiłam się w jego wargi. Dłonie były wszędzie — niecierpliwe, silne i gorące. Wyginaliśmy nasze kręgosłupy tak, by znaleźć się jeszcze bliżej. Bezwstydnie się o niego ocierałam, na co reagował jękami tak rozpaczliwymi i intensywnymi, że aż dzwoniły mi w uszach, a drgania rozchodziły się po całym moim ciele.
Przyciskał mnie mocniej i mocniej, a moja letnia sukienka podwinęła się, co nakręcało nas niesamowicie. Moja dłoń zsunęła się po jego nagim brzuchu i poczułam dowód tego, że mnie pragnął. Gdy przejechałam palcami po twardym wybrzuszeniu, Maciek stęknął i wtulił twarz w moje ramię. Przechylił mnie do tyłu, moje kolana zjechały niżej, objęłam go udami jeszcze mocniej, na co oboje zareagowaliśmy bardzo głośno. Nie odrywał ust od mojej twarzy, szyi, dekoltu, a rękami błądził pod sukienką.
Czując narastające, nieznośne napięcie gdzieś w dole brzucha, wygięłam plecy w łuk, a łokciem musiałam chyba potrącić jakiś włącznik, bo po chwili wzdrygnęłam się, słysząc pracujące wycieraczki. To otrzeźwiło mój umysł — spojrzałam na Maćka, ręką powstrzymując go przed zanurzeniem nosa na powrót między moimi piersiami.
Podciągnęłam ramiączka, zgarnęłam włosy przyklejone do czoła. Oddychałam głośno, jak po biegu, tak samo on. Mierzyliśmy się wzrokiem, a napięcie między nami wcale nie opadło, a tylko się zwiększyło. Zaciskał dłonie na moich udach, mnąc materiał, jakby mu wyjątkowo przeszkadzał. Jego czarne oczy lśniły, a usta były spuchnięte i wyglądał w tamtym momencie tak dziko i pociągająco, że prawie traciłam silną wolę.
Opanowałam się jednak i całując go lekko w policzek, wróciłam na swoje miejsce. Powstrzymywał mnie, ale byłam nieugięta. Zrobił dziwną minę — na wpół wkurzoną, na wpół zmieszaną. Poprawił się na swoim siedzeniu, a ja o mało nie parsknęłam śmiechem, widząc te nerwowe ruchy. Sięgnęłam do jego policzka i obracając tą zachmurzoną twarz do siebie, szepnęłam:
—
Nie w ten sposób. Nie w samochodzie... Zabierz mnie tam, gdzie
poczuję się wyjątkowa.
Przełknął
ciężko ślinę, a później obdarzył mnie uśmiechem tak radosnym
i promiennym, że moje serce fiknęło koziołka.
***
Dojechaliśmy
na miejsce, gdy dzień powoli chylił się ku końcowi.
Domek
letniskowy był pusty i zamknięty na kilka kłódek, a Maćkowi
trzęsły się dłonie. Patrzyłam na jego rozpaczliwą walkę z
kluczami, gdy moje zęby uderzały o siebie w oczekiwaniu.
To się działo zbyt szybko, ale nie wyobrażałam sobie innego scenariusza, niż ten, który miał nastąpić. Wejście stanęło otworem i już miałam przestąpić próg, lecz nagle zostałam chwycona w objęcia — wniósł mnie do środka jak pannę młodą. Na ten gest o mało się nie poryczałam! Gdy moje stopy na powrót dotknęły ziemi, nie wypuścił mnie ze swoich ramion. Spojrzał mi w oczy, i z całkiem poważną jak na niego miną, spytał:
To się działo zbyt szybko, ale nie wyobrażałam sobie innego scenariusza, niż ten, który miał nastąpić. Wejście stanęło otworem i już miałam przestąpić próg, lecz nagle zostałam chwycona w objęcia — wniósł mnie do środka jak pannę młodą. Na ten gest o mało się nie poryczałam! Gdy moje stopy na powrót dotknęły ziemi, nie wypuścił mnie ze swoich ramion. Spojrzał mi w oczy, i z całkiem poważną jak na niego miną, spytał:
—
Chcesz za niego wyjść?
Ten
ton sprawił, że na ramionach pojawiła mi się gęsia skórka.
Mówił, jakby od mojej odpowiedzi zależał los świata czy coś
podobnego.
—
Przecież wiesz, że nie — rzekłam i spuściłam wzrok, nagle
zawstydzona.
—
To po co z nim byłaś? Tyle czasu?!
Potrząsnął
mną lekko, bym na niego spojrzała. Nie zrobiłam tego.
—
Ze względu na ciebie — wymamrotałam z nosem przy jego koszulce, dziwiąc się, że jednak założył ją z powrotem.
Parsknął
ironicznym śmiechem.
—
Dziwnie okazujesz swoje uczucia, wiesz o tym?
Spojrzałam na niego krzywo, pokazując mu, że sam również nie był ode mnie lepszy.
Spojrzałam na niego krzywo, pokazując mu, że sam również nie był ode mnie lepszy.
— To samo mogłabym powiedzieć o tobie, choć... - przerwałam, by nie
powiedzieć zbyt dużo.
Nie
wiedziałam czy czuł do mnie coś głębszego, niż tylko fizyczny
pociąg. Nabrał powietrza w płuca i chwilę je wstrzymywał, po
czym robiąc długi wydech, objął dłońmi moją twarz.
— Teraz patrz mi w oczy, bo powiem coś, czego nie mówiłem wcześniej
nikomu — poinformował mnie, a moje oczy rozszerzyły się w
oczekiwaniu. — To jest dla mnie cholernie trudne, ale czuj się
zaszczycona, bo nawet nie wiesz ile zdrowia kosztowało mnie
wytrzymanie pod jednym dachem z tobą... gdy nie mogłem cię nawet
dotknąć, a wierz mi... — tu zniżył ton — bardzo tego chciałem.
Przełykałam
nerwowo ślinę, gdy jego dłonie jeszcze mocniej objęły moje policzki.
—
Kocham cię — powiedział szybko i pewnie, a później delikatnie
ucałował kąciki moich warg.
Zamknęłam
oczy, by jak najdłużej rozkoszować się tymi dwoma słowami, na
które podświadomie czekałam od tak dawna.
—
Wiesz kiedy to odkryłem? — spytał, a ja nadal zaciskałam powieki.
Pokręciłam
głową, bo nie miałam pojęcia.
—
Najpierw zobaczyłem Kubę, później walizki, a na końcu
najpiękniejszą dziewczynę na świecie — zaśmiał się serdecznie. — Szkoda
tylko, że ona szalała za moim bratem — dodał, na co zdzieliłam go
po głowie.
—
To nie było tak! — oburzyłam się.
Przytulił mnie mocno.
—
Nie ważne co było wcześniej, zapomnijmy o tym. Mamy tu i teraz, a
więc wykorzystajmy ten czas najlepiej jak się da — mówiąc to,
poprowadził mnie do pokoju.
Gdy
trzasnęły za nami drzwi, odwrócił się i tylko patrzył. Stał na
tle dużego łóżka. Wokół panowała lekka ciemność, ale
doskonale widziałam jego gorący wzrok. Powoli ruszyłam w tamtą
stronę, ściągając sukienkę przez głowę. Z satysfakcją
zarejestrowałam fakt, że głośno wciągnął powietrze, gdy odrzuciłam
materiał na podłogę i stanęłam przed nim w samej bieliźnie.
—
Nie udawaj zaskoczonego, już to widziałeś — zakpiłam, wspominając
naszą przypadkową akcję przy prysznicu, jednak jego rozpalony
wzrok kazał mi się zamknąć.
Palcami
powiódł po moich obojczykach, wypukłościach piersi i z powrotem
po szyi, aż dotarł do ust. Rozchyliłam je lekko, dysząc.
—
Powiedz mi to — poprosił chrapliwie, a ja początkowo nie
zrozumiałam co chciał usłyszeć. Gdy
do mnie dotarło, że nie wyznałam mu najważniejszego, delikatnie
dotknęłam jego warg, tak jak on moich i wyszeptałam:
— Kocham cię.
Westchnął
i pociągnął mnie za sobą na łóżko. To się stanie! To się
stanie! - krzyczałam w myślach. Całowaliśmy się powoli,
całkowicie inaczej, niż w samochodzie. Żadnej złości, tylko
trochę nerwów... i odrobinę więcej napięcia.
Drążącymi palcami błądził po moim brzuchu, aż wreszcie, patrząc mi w oczy, ośmielił się podążyć ręką w dół. Zacisnęłam palce u stóp, gdy jego gorąca dłoń dotarła do linii moich majtek. Wahał się.
Drążącymi palcami błądził po moim brzuchu, aż wreszcie, patrząc mi w oczy, ośmielił się podążyć ręką w dół. Zacisnęłam palce u stóp, gdy jego gorąca dłoń dotarła do linii moich majtek. Wahał się.
—
Zrób to — wydusiłam z siebie bezwstydnie.
Pocałował
mnie mocno i pozwolił dłoni wsunąć się pod materiał, a ja prawie odleciałam w kosmos, lecz... właśnie wtedy rozdzwoniła się jego komórka.
***
Gnaliśmy
do mieszkania na złamanie karku. Silnik
wył, a ja poprawiałam rozczochrane włosy podczas, gdy Maciek
koncentrował się na drodze, choć wiedziałam, że myślami był
tam gdzie ja — w łóżku!
—
Niech to szlag! — zaklął głośno, ściskając kierownicę.
Pogłaskałam
go po ramieniu. Znów zadzwonił telefon, więc odebrał natychmiast.
—
Co? — spytał zbyt agresywnie. — Nie, jestem sam. Zaraz odbiorę ją
z pracy skoro muszę... Przecież wiesz, że mnie irytuje — tu wykrzywił się do
mnie. — Nic się nie denerwuj.
—
Kuba? - spytałam głupio, gdy wrzucił urządzenie do schowka.
—Kuba, Kuba — odpowiedziało mi głuche mruknięcie. — Szykuje ci
oświadczyny.
Widząc
jego gniewny profil, zmartwiłam się. Wszystko szło tak pięknie —
gdy byliśmy w tamtym pokoju i już miało do czegoś dojść, byłam
pewna, że będę wiedzieć, co mam wyznać Kubie.
W miarę zbliżania się do celu, traciłam całą odwagę. Kuba nie miał pojęcia, że między mną i Maćkiem od dawna tliło się dziwne uczucie, a ja zawiniłam, bo nie przerwałam chorego związku wcześniej. No cóż, bycie dorosłą zobowiązuje...
Postanowiłam z podniesionym czołem powiedzieć Kubie całą prawdę. Maciek zahamował gwałtownie (chyba inaczej nie potrafił) i spojrzeliśmy na siebie w napięciu.
W miarę zbliżania się do celu, traciłam całą odwagę. Kuba nie miał pojęcia, że między mną i Maćkiem od dawna tliło się dziwne uczucie, a ja zawiniłam, bo nie przerwałam chorego związku wcześniej. No cóż, bycie dorosłą zobowiązuje...
Postanowiłam z podniesionym czołem powiedzieć Kubie całą prawdę. Maciek zahamował gwałtownie (chyba inaczej nie potrafił) i spojrzeliśmy na siebie w napięciu.
—
Czas na ciebie — poinformował mnie, gdy gapiłam się na niego. —
Zrobisz, co będziesz uważała za słuszne.
Wysiadłam
w pośpiechu, by jak najszybciej mieć wszystko za sobą. W
mieszkaniu było ciemno i cicho. Nie wiem czego się spodziewałam —
świeczek, płatków róż na podłodze?* Być może Kuba zwiał?
Jednak znalazłam go w kuchni. Siedział przy stole, a w palcach obracał małe, czerwone pudełeczko. Serce chwilowo mi się zatrzymało, ale wzięłam głęboki oddech i usiadłam na krześle przy nim. Jedynym źródłem światła było to padające z lampki przy okapie. Oczy Kuby lśniły.
Jednak znalazłam go w kuchni. Siedział przy stole, a w palcach obracał małe, czerwone pudełeczko. Serce chwilowo mi się zatrzymało, ale wzięłam głęboki oddech i usiadłam na krześle przy nim. Jedynym źródłem światła było to padające z lampki przy okapie. Oczy Kuby lśniły.
— Witaj.
—
Witaj — mechanicznie powtórzyłam za nim.
Jego
ton był przyjazny, ale jakiś taki dziwny. Chwyciłam jego dłoń —
była zimna. Denerwował się. Moje palce potarły miękki meszek na
pudełku i oboje na nie spojrzeliśmy.
—
To miało być dla ciebie — powiedział, nie spuszczając wzroku z
opakowania.
Słowa
"miało być" zabrzmiały złowrogo, ale nie było już
odwrotu. A więc wiedział, a mimo to kupił pierścionek... Cały
Kuba, uosobienie dobra.
—
Chciałbym, żebyś pozwoliła mi mówić. Dla odmiany, ty dzisiaj
słuchaj, dobrze? — spytał.
Nie
był zły, ani smutny. Był obojętny.
— Zwróciłem na ciebie uwagę już za pierwszym razem — urzekłaś
mnie swoją delikatną urodą i tym całym zagubieniem — zamyślił
się na chwilę. — Zawsze wiedziałem, że byłem inny. Nie układało
mi się w życiu, zarówno w sporcie jak i w miłości. Aż poznałem
ciebie... Za twoją namową wróciłem do skoków i twoją zasługą
jest miejsce, w którym dzisiaj jestem. Ale... — zawiesił głos — to
nie wszystko. Pokochałem cię, bo byłaś mi jak siostra, najlepsza
przyjaciółka, próbowałem też wykorzystać atuty twojego ciała.
Czułem w tym mieszkaniu dziwną chemię — jeśli wiesz o
co mi chodzi, a niestety nie była to reakcja między nami... — przy
tych słowach podniosłam wzrok, a on spojrzał mi w oczy głęboko i
już wiedziałam, że wszystko skończone.
Uf - przeleciało mi przez myśl - nie będę musiała wszystkiego tłumaczyć od początku. Ścisnęłam jego dłoń, chcąc mu przerwać, ale mnie uciszył.
Uf - przeleciało mi przez myśl - nie będę musiała wszystkiego tłumaczyć od początku. Ścisnęłam jego dłoń, chcąc mu przerwać, ale mnie uciszył.
—
Nie była to reakcja między nami, ponieważ być nią nie mogła. Za
każdym razem, gdy widywałem Dawida... — zatrzymał się na chwilę,
a ja się zagubiłam.
— Przepraszam, co ma z tym wspólnego Dawid? — szepnęłam drżącym głosem, myśląc gorączkowo. Różne
tezy chodziły mi po głowie, ale w ogóle nie krążyły wokół
blondaska. Kuba westchnął.
— Nie wiesz o tym, że zeszłej nocy zorganizowałem małą akcję —
dziewczyny wpadły, by cię zająć, a ja z... Dawidem właśnie,
wybrałem się w podróż do mojej ciotki, która przechowywała nasz
stary, rodzinny klejnot, ten tutaj — wskazał na pakunek. —
Postanowiłem ci go podarować i się oświadczyć, bo wydawało mi
się, że cię kocham.
—
Wydawało ci się? — zdziwiłam się na głos, bo już całkowicie nic nie
rozumiałam.
—
Tak. Myślałem tak, dopóki między mną i Dawidem nie doszło do
pewnego... hmmm... zdarzenia — jąkał się, a jego przerażony nagle
wzrok powiedział mi więcej, niż tysiąc słów.
—
Ty... ty i Dawid? Ten tego? Mój Boże, miałam na myśli -
zakochałeś się w nim?! — wydusiłam z siebie, a świadomość
absurdalności tej sytuacji prawie zwaliła mnie z krzesła.
—
Tak i mam nadzieję, że to zrozumiesz. Starałem się o tym nie
myśleć, nawet dziś rano, gdy wróciliśmy, chciałem ci się
oświadczyć i wiem, że byłem głupim egoistą. Teraz tego żałuję — jego głos się załamał.
Ale jaja! - mój mózg parował dosłownie od nadmiaru wrażeń. Kuba i Dawid? A co z Sylwią?
Ale jaja! - mój mózg parował dosłownie od nadmiaru wrażeń. Kuba i Dawid? A co z Sylwią?
— Co na to Sylwia? — spytałam
rzeczowo, a jego mina wyrażała zdziwienie — pewnie myślał, że
rzucę się na podłogę, krzycząc i bluźniąc na nich.
—
Mam być szczery? — spytał.
Pokiwałam
głową.
—
Identyczna sytuacja jak z tobą - Dawid próbował żyć normalnie,
choć wiedział, że jest inny.
Oddychałam
głośno, a dzika euforia, jaka we mnie narastała, nareszcie
przerwała bariery strachu. Zerwałam się z krzesła, objęłam Kubę
i wyściskałam mocno jak najlepszego przyjaciela, którym przez ten cały czas był.
—
Kocham was! — krzyknęłam. - Kocham świat. Jestem za równością i związkami
homoseksualnymi! Żyjcie długo, szczęśliwie i kochajcie się wzajemnie!
Nie
panowałam nad sobą. Dłonią szukałam już w torebce telefonu, by
zadzwonić do mojego Maćka.
— Teraz pozwól, że ja również się ujawnię — powiedziałam wesoło. —
Kocham twojego brata!
Kuba
kiwnął głową. Nie tego się spodziewałam, ale było mi już
wszystko jedno.
—
Wiem — stwierdził. — Z nas wszystkich, to chyba ty domyśliłaś się
tego jako ostatnia, Madziu — powiedział i machnął mi dłonią na
pożegnanie.
Wybiegłam
na zewnątrz jakby gonił mnie sam diabeł. Na chodniku zderzyłam
się z kimś sporo wyższym — spojrzałam w górę.
—
Dawid! — pisnęłam jak szalona i jego też uściskałam — Jesteśmy
chorzy! — poinformowałam go, a on rzucił mi zaskoczony uśmieszek.
—
Rozumiem, masz prawo być zła... — zaczął, ale ja już odwracałam
się na pięcie.
—
Jesteśmy wszyscy chorzy z miłości! — krzyknęłam i tyle mnie
widział.
Miałam
całkowitą rację — młodzi, głupi, ślepi. Próbowaliśmy robić
na siłę rzeczy, o których nie mieliśmy jeszcze zielonego pojęcia.
Prawdziwa miłość spotka cię mimo wszystko, znajdzie gdziekolwiek
będziesz. Nie ochronisz się. Nie uciekniesz. Nie zniszczysz
jej pozorną oziębłością, ani dobrą grą aktorską.
Noc
była wciąż młoda, gdy przy chodniku zatrzymał się samochód
mojego mężczyzny — już nie chłopca, którym był jeszcze pół roku
wcześniej, a faceta gotowego na przyjęcie całej miłości, którą
mogłam mu dać i ofiarowanie mi swojej. Tamtej nocy uczucia i wrażeń
nam nie zabrakło...
The End. Fin. Koniec.
* Ha ha! Żadnych świeczek i płatków róż :)