środa, 15 maja 2013

Ósmy

Magda
***
To był bardzo ciężki i nużący dzień.
Praca od dawna nie sprawiała mi już tak dużej przyjemności jak na początku, a dodatkowo ciągle myślałam o swoim życiu. Co ja w ogóle wyprawiałam? Maciek, Kuba, Maciek, Kuba — różnice między nimi się zamazywały, a osoby zlewały w jedną. Byli do siebie tak podobni, a jednocześnie tak różni... jak ogień i woda. 
Maciek kojarzył mi się z nieposkromionym pożarem, który spalał mnie i pozbawiał tchu. Kuba był ukojeniem, niczym łyk zimnego płynu w upalne południe. Obaj mi do życia niezmiernie potrzebni. 
Musiałam przyznać sama przed sobą — nie umiałabym wybrać. Kochałam obu, a tylko w jednym byłam zakochana. Wybór padłby na Maćka, ale co z Kubą? Jak mogłam ciągnąć tą chorą sytuację przez tak długi okres czasu? Byłam podłą egoistką i okropnie żałowałam mojego najdroższego przyjaciela, ale to Maciek rozpalał moje zmysły i sprawiał, że traciłam poczucie przestrzeni i rzeczywistości. Potrzebowałam jedynie impulsu — małego znaku z jego strony, kilku słów, pewnego gestu...
Z zamyślenia wyrwał mnie hałas dochodzący zza drzwi naszej sali. Podniosłam wzrok i wytężyłam słuch, podobnie jak większość osób przebywających wtedy w pomieszczeniu. W holu wybuchło jakieś zamieszanie, słychać było odgłosy szamotaniny, ktoś przemawiał podniesionym, pewnym siebie głosem... Nie, tylko nie to...
 — Proszę zawołać Magdę, muszę jej coś powiedzieć! To ważne... — darł się Maciek.
Nie mogłam go widzieć, więc tylko skuliłam się w oczekiwaniu. Ochroniarz usiłował go uspokoić, ale widocznie mu się nie udało, bo sekundę później Kot wparował do pomieszczenia. Zatrzymał się, jego włosy były rozwiane, a mina zdeterminowana. Gdy mnie zauważył, ruszył natychmiast, a ja niewiele myśląc podniosłam się z miejsca, ale byłam zbyt zaskoczona, by wydusić choćby słowo. Zbliżywszy się, chwycił mnie w ramiona, a później poklepał mocno po plecach, mówiąc bardzo głośno:
 — Tak mi przykro z powodu twojej babci...
Głos przepełniony miał autentycznym bólem, jednak znając jego zdolności, nie dałam się nabrać. Odsunęłam się lekko, żeby być wciąż w bliskiej odległości.
 — Moja babcia zmarła sześć lat temu — syknęłam. — Drugiej nigdy nie poznałam.
Na te słowa skrzywił się teatralnie i prawie zapłakał.
 — Biedactwo!
Rozejrzałam się, całkowicie wytrącona z równowagi. Wszyscy się na nas gapili. Wszyscy!
 — Moje kondolencje, młoda - rzucił pan Józek od sąsiedniego stolika.
Wbiłam Maćkowi paznokcie w przedramię.
 — Zatłukę cię! Chyba, że masz dobry powód dla tej całej szopki — szepnęłam, a on w tym czasie zbierał moje rzeczy do torebki.
 — Żebyś wiedziała, że mam — stwierdził, nagle napiętym głosem.
Uniosłam brwi jeszcze wyżej, bo już całkowicie nie miałam pojęcia co było na rzeczy.
 — Zszywacza pakować nie musisz — skarciłam go, więc odłożył narzędzie z powrotem na biurko.
Kilka minut później, żegnani współczującymi spojrzeniami, wyszliśmy na ulicę. To znaczy — on wyszedł, a mnie siłą ciągnął za sobą. Szarpałam się, wyrywałam. Na nic. Opętało go chyba! 
Samochód zaparkował na rogu, mignęły światła i po chwili siedziałam już w środku, brutalnie tam wepchnięta. Słowa "delikatność" i "Maciek" odpychały się wzajemnie jak dwa magnesy. 
Roztarłam ściskaną wcześniej dłoń podczas, gdy on obszedł pojazd i wpakował się za kierownicę. Ruszyliśmy natychmiast z ogłuszającym piskiem opon.
 — Powiesz mi może, co ty najlepszego wyprawiasz? — spytałam, oczywiście nie oczekując normalnej odpowiedzi, no i jej nie dostałam.
 — Chcesz wiedzieć? — zaśmiał się nerwowo, skupiając wzrok na drodze, a chwilowo tylko na mnie zerkając.
 — Życzyłabym sobie wyjaśnień — rzekłam, krzyżując ręce na piersi.
 — Porywam cię.
Chwyciłam się brzegów siedzenia. Wyjechaliśmy właśnie na prosty odcinek trasy, który prowadził za miasto — ta sama droga, którą jechaliśmy do domku letniskowego. Sporadycznie mijały nas inne samochody.
 — Przepraszam, ale chyba źle zrozumiałam... Co? — kpiłam, choć w środku brzucha odezwały mi się motyle. 
 — Może powiedz mi jeszcze raz, ale w naszym ojczystym języku.
Nie zareagował na mój ton. Dalej prowadził, skupiony, a nawet nieco przyśpieszył. Zieleń za oknem zlewała mi się w jedną, wielką plamę. Odwróciłam twarz od szyby, bo zaczynało mnie mdlić od tej prędkości.
 — Maciek! — pisnęłam.
 - Magda!
Nie mogłam się nie uśmiechnąć — sparodiował mój idiotycznie cienki głos. Wykrzywiłam twarz w dziwnym grymasie, by nie zauważył jak bardzo mnie to rozbawiło. Przy nim nigdy nie wiedziałam co robić... Śmiać się, płakać, tulić go czy uciekać gdzie pieprz rośnie.
 — Dlaczego mnie porywasz? — dopytywałam się, gdy przez kilka ładnych chwil panowała między nami całkowita cisza.
Zmarszczył czoło, a dłonie zacisnął na kierownicy tak mocno, że pobielały mu kostki. Mięśnie na jego przedramionach napięły się, a ja poczułam ucisk w podbrzuszu. 
 — Mam być szczery?
Pokiwałam głową bardzo przekonująco.
 — Kuba kupił ci pierścionek — poinformował grobowym tonem.
Wzruszyłam ramionami. Często mi coś kupował — na moim nadgarstku dyndały ze trzy bransoletki...
 — To miło z jego strony, nie wiem jednak co... — zaczęłam, ale przerwała mi jego ręka uderzająca w deskę rozdzielczą.
 — Zaręczynowy, kapujesz? — wydarł się na mnie w akompaniamencie ogłuszającego pisku hamulców.
Samochodem szarpnęło na boki, a później wszystko ucichło. Poczułam swąd palonej gumy. Maciek oddychał głośno, a czoło oparł na dłoniach spoczywających na kierownicy. Wytrzeszczyłam oczy, bo wciąż byłam w szoku po tak gwałtownym hamowaniu. Dłoń powędrowała do gardła, mimowolnie. 
Rozejrzałam się wokół. Zatrzymał samochód na środku drogi, lekko w poprzek, a gdzieś w oddali zamajaczył kształt zbliżającej się ciężarówki. Trąciłam go w ramię kilka razy.
 — Maciek, zjedź na bok.
Zero reakcji, oprócz lekkiego wzdrygnięcia. Nerwowo zamrugałam powiekami, a później uderzyłam go mocniej.
 — No rusz się, nadjeżdża tir!
Mój ton był już bardzo spanikowany. Skakałam wzrokiem na boki — szara wstęga szosy, a pobocze miękkie, trawiaste, naznaczone rowami. Kierowca tamtego wielkiego auta nie miałby szans nas ominąć. Mignęły mi światła.
 — Maciek, słyszysz mnie? — szarpałam jego koszulkę, patrząc jak drgał mu napięty mięsień szczęki, a puls szybko bił na szyi. 
Byłam pewna, że zaraz usłyszę klakson potężnej maszyny, która była już coraz bliżej. Niesiona całkowitą paniką, chwyciłam za klamkę i wysiadłam, trzaskając drzwiami z prawdziwą furią. 
Małe kamyczki zaszurały mi pod stopami, gdy uciekłam na pobocze, a pojazd Maćka nie ruszył się nawet o milimetr. Po chwili rozległ się okropny i drażniący dźwięk, a ja zatkałam uszy i zacisnęłam oczy. Ciężarówka śmignęła szybko, powiew ciepłego powietrza smagnął mnie po twarzy i było po wszystkim... Żadnego uderzenia, zero odgłosu gniecionej blachy.
Potoczyłam przerażonym wzrokiem wokół — sportowy wóz stał bezpiecznie z boku, idealnie zaparkowany. Wezbrał we mnie niesamowity gniew, aż zazgrzytały mi zęby. Wsiadłam do środka tak samo gwałtownie jak wysiadłam. Ten pozbawiony zdrowego rozsądku wariat mierzył mnie wzrokiem, a jego twarz maskowała wszelkie emocje. Ze złości nie mogłam się wysłowić.
 — Ty...! — ryknęłam i uniosłam w górę wskazujący palec.
Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko — nie wiem kto pierwszy się na kogo rzucił, ale po chwili mocowaliśmy się ze sobą, a nasze usta walczyły o dominację. Zaciskałam dłonie na jego szyi tak mocno, że puls wstrząsał moim ciałem. Nie całował mnie, a prawie gryzł. Wydawaliśmy przy tym tak dzikie dźwięki, że w innym wypadku zawstydziłabym się, ale złość wprost kipiała w moim wnętrzu i siłą chciała się wydostać. 
Dźwignia zmiany biegów boleśnie wbijała mi się w brzuch, gdy przeciągał mnie na swoją stronę. Wsunęłam dłonie w jego miękkie włosy, a on zamruczał głośno i moment później siedziałam na nim okrakiem. Kolana ślizgały się po jego bokach, a kierownica gniotła w plecy gorzej, niż wcześniej lewarek. 
Jakby czytając w moich myślach, Maciek odsunął fotel do tyłu i opuścił lekko oparcie. Dosłownie zdarłam z niego koszulkę i poleciała gdzieś w przestrzeń, a ja z furią wpiłam się w jego wargi. Dłonie były wszędzie — niecierpliwe, silne i gorące. Wyginaliśmy nasze kręgosłupy tak, by znaleźć się jeszcze bliżej. Bezwstydnie się o niego ocierałam, na co reagował jękami tak rozpaczliwymi i intensywnymi, że aż dzwoniły mi w uszach, a drgania rozchodziły się po całym moim ciele. 
Przyciskał mnie mocniej i mocniej, a moja letnia sukienka podwinęła się, co nakręcało nas niesamowicie. Moja dłoń zsunęła się po jego nagim brzuchu i poczułam dowód tego, że mnie pragnął. Gdy przejechałam palcami po twardym wybrzuszeniu, Maciek stęknął i wtulił twarz w moje ramię. Przechylił mnie do tyłu, moje kolana zjechały niżej, objęłam go udami jeszcze mocniej, na co oboje zareagowaliśmy bardzo głośno. Nie odrywał ust od mojej twarzy, szyi, dekoltu, a rękami błądził pod sukienką. 
Czując narastające, nieznośne napięcie gdzieś w dole brzucha, wygięłam plecy w łuk, a łokciem musiałam chyba potrącić jakiś włącznik, bo po chwili wzdrygnęłam się, słysząc pracujące wycieraczki. To otrzeźwiło mój umysł — spojrzałam na Maćka, ręką powstrzymując go przed zanurzeniem nosa na powrót między moimi piersiami. 
Podciągnęłam ramiączka, zgarnęłam włosy przyklejone do czoła. Oddychałam głośno, jak po biegu, tak samo on. Mierzyliśmy się wzrokiem, a napięcie między nami wcale nie opadło, a tylko się zwiększyło. Zaciskał dłonie na moich udach, mnąc materiał, jakby mu wyjątkowo przeszkadzał. Jego czarne oczy lśniły, a usta były spuchnięte i wyglądał w tamtym momencie tak dziko i pociągająco, że prawie traciłam silną wolę. 
Opanowałam się jednak i całując go lekko w policzek, wróciłam na swoje miejsce. Powstrzymywał mnie, ale byłam nieugięta. Zrobił dziwną minę — na wpół wkurzoną, na wpół zmieszaną. Poprawił się na swoim siedzeniu, a ja o mało nie parsknęłam śmiechem, widząc te nerwowe ruchy. Sięgnęłam do jego policzka i obracając tą zachmurzoną twarz do siebie, szepnęłam:
 — Nie w ten sposób. Nie w samochodzie... Zabierz mnie tam, gdzie poczuję się wyjątkowa.
Przełknął ciężko ślinę, a później obdarzył mnie uśmiechem tak radosnym i promiennym, że moje serce fiknęło koziołka.

***

Dojechaliśmy na miejsce, gdy dzień powoli chylił się ku końcowi.
Domek letniskowy był pusty i zamknięty na kilka kłódek, a Maćkowi trzęsły się dłonie. Patrzyłam na jego rozpaczliwą walkę z kluczami, gdy moje zęby uderzały o siebie w oczekiwaniu. 
To się działo zbyt szybko, ale nie wyobrażałam sobie innego scenariusza, niż ten, który miał nastąpić. Wejście stanęło otworem i już miałam przestąpić próg, lecz nagle zostałam chwycona w objęcia — wniósł mnie do środka jak pannę młodą. Na ten gest o mało się nie poryczałam! Gdy moje stopy na powrót dotknęły ziemi, nie wypuścił mnie ze swoich ramion. Spojrzał mi w oczy, i z całkiem poważną jak na niego miną, spytał:
 — Chcesz za niego wyjść?
Ten ton sprawił, że na ramionach pojawiła mi się gęsia skórka. Mówił, jakby od mojej odpowiedzi zależał los świata czy coś podobnego.
 — Przecież wiesz, że nie — rzekłam i spuściłam wzrok, nagle zawstydzona.
 — To po co z nim byłaś? Tyle czasu?!
Potrząsnął mną lekko, bym na niego spojrzała. Nie zrobiłam tego.
 — Ze względu na ciebie — wymamrotałam z nosem przy jego koszulce, dziwiąc się, że jednak założył ją z powrotem.
Parsknął ironicznym śmiechem.
 — Dziwnie okazujesz swoje uczucia, wiesz o tym?
Spojrzałam na niego krzywo, pokazując mu, że sam również nie był ode mnie lepszy.
 — To samo mogłabym powiedzieć o tobie, choć... - przerwałam, by nie powiedzieć zbyt dużo.
Nie wiedziałam czy czuł do mnie coś głębszego, niż tylko fizyczny pociąg. Nabrał powietrza w płuca i chwilę je wstrzymywał, po czym robiąc długi wydech, objął dłońmi moją twarz.
 — Teraz patrz mi w oczy, bo powiem coś, czego nie mówiłem wcześniej nikomu — poinformował mnie, a moje oczy rozszerzyły się w oczekiwaniu. — To jest dla mnie cholernie trudne, ale czuj się zaszczycona, bo nawet nie wiesz ile zdrowia kosztowało mnie wytrzymanie pod jednym dachem z tobą... gdy nie mogłem cię nawet dotknąć, a wierz mi... — tu zniżył ton — bardzo tego chciałem.
Przełykałam nerwowo ślinę, gdy jego dłonie jeszcze mocniej objęły moje policzki.
 — Kocham cię — powiedział szybko i pewnie, a później delikatnie ucałował kąciki moich warg.
Zamknęłam oczy, by jak najdłużej rozkoszować się tymi dwoma słowami, na które podświadomie czekałam od tak dawna.
 — Wiesz kiedy to odkryłem? — spytał, a ja nadal zaciskałam powieki.
Pokręciłam głową, bo nie miałam pojęcia.
 — Najpierw zobaczyłem Kubę, później walizki, a na końcu najpiękniejszą dziewczynę na świecie — zaśmiał się serdecznie. — Szkoda tylko, że ona szalała za moim bratem — dodał, na co zdzieliłam go po głowie.
 — To nie było tak! — oburzyłam się.
Przytulił mnie mocno.
 — Nie ważne co było wcześniej, zapomnijmy o tym. Mamy tu i teraz, a więc wykorzystajmy ten czas najlepiej jak się da — mówiąc to, poprowadził mnie do pokoju.
Gdy trzasnęły za nami drzwi, odwrócił się i tylko patrzył. Stał na tle dużego łóżka. Wokół panowała lekka ciemność, ale doskonale widziałam jego gorący wzrok. Powoli ruszyłam w tamtą stronę, ściągając sukienkę przez głowę. Z satysfakcją zarejestrowałam fakt, że głośno wciągnął powietrze, gdy odrzuciłam materiał na podłogę i stanęłam przed nim w samej bieliźnie. 
 — Nie udawaj zaskoczonego, już to widziałeś — zakpiłam, wspominając naszą przypadkową akcję przy prysznicu, jednak jego rozpalony wzrok kazał mi się zamknąć.
Palcami powiódł po moich obojczykach, wypukłościach piersi i z powrotem po szyi, aż dotarł do ust. Rozchyliłam je lekko, dysząc.
 — Powiedz mi to — poprosił chrapliwie, a ja początkowo nie zrozumiałam co chciał usłyszeć. Gdy do mnie dotarło, że nie wyznałam mu najważniejszego, delikatnie dotknęłam jego warg, tak jak on moich i wyszeptałam:
 — Kocham cię.
Westchnął i pociągnął mnie za sobą na łóżko. To się stanie! To się stanie! - krzyczałam w myślach. Całowaliśmy się powoli, całkowicie inaczej, niż w samochodzie. Żadnej złości, tylko trochę nerwów... i odrobinę więcej napięcia.
Drążącymi palcami błądził po moim brzuchu, aż wreszcie, patrząc mi w oczy, ośmielił się podążyć ręką w dół. Zacisnęłam palce u stóp, gdy jego gorąca dłoń dotarła do linii moich majtek. Wahał się.
 — Zrób to — wydusiłam z siebie bezwstydnie.
Pocałował mnie mocno i pozwolił dłoni wsunąć się pod materiał, a ja prawie odleciałam w kosmos, lecz... właśnie wtedy rozdzwoniła się jego komórka.

***

Gnaliśmy do mieszkania na złamanie karku. Silnik wył, a ja poprawiałam rozczochrane włosy podczas, gdy Maciek koncentrował się na drodze, choć wiedziałam, że myślami był tam gdzie ja — w łóżku!
 — Niech to szlag! — zaklął głośno, ściskając kierownicę.
Pogłaskałam go po ramieniu. Znów zadzwonił telefon, więc odebrał natychmiast.
 — Co? — spytał zbyt agresywnie. — Nie, jestem sam. Zaraz odbiorę ją z pracy skoro muszę... Przecież wiesz, że mnie irytuje — tu wykrzywił się do mnie. — Nic się nie denerwuj.
 — Kuba? - spytałam głupio, gdy wrzucił urządzenie do schowka.
 —Kuba, Kuba — odpowiedziało mi głuche mruknięcie. — Szykuje ci oświadczyny.
Widząc jego gniewny profil, zmartwiłam się. Wszystko szło tak pięknie — gdy byliśmy w tamtym pokoju i już miało do czegoś dojść, byłam pewna, że będę wiedzieć, co mam wyznać Kubie. 
W miarę zbliżania się do celu, traciłam całą odwagę. Kuba nie miał pojęcia, że między mną i Maćkiem od dawna tliło się dziwne uczucie, a ja zawiniłam, bo nie przerwałam chorego związku wcześniej. No cóż, bycie dorosłą zobowiązuje...
Postanowiłam z podniesionym czołem powiedzieć Kubie całą prawdę. Maciek zahamował gwałtownie (chyba inaczej nie potrafił) i spojrzeliśmy na siebie w napięciu.
 — Czas na ciebie — poinformował mnie, gdy gapiłam się na niego. — Zrobisz, co będziesz uważała za słuszne.
Wysiadłam w pośpiechu, by jak najszybciej mieć wszystko za sobą. W mieszkaniu było ciemno i cicho. Nie wiem czego się spodziewałam — świeczek, płatków róż na podłodze?* Być może Kuba zwiał? 
Jednak znalazłam go w kuchni. Siedział przy stole, a w palcach obracał małe, czerwone pudełeczko. Serce chwilowo mi się zatrzymało, ale wzięłam głęboki oddech i usiadłam na krześle przy nim. Jedynym źródłem światła było to padające z lampki przy okapie. Oczy Kuby lśniły.
 — Witaj.
 — Witaj — mechanicznie powtórzyłam za nim. 
Jego ton był przyjazny, ale jakiś taki dziwny. Chwyciłam jego dłoń — była zimna. Denerwował się. Moje palce potarły miękki meszek na pudełku i oboje na nie spojrzeliśmy.
 — To miało być dla ciebie — powiedział, nie spuszczając wzroku z opakowania.
Słowa "miało być" zabrzmiały złowrogo, ale nie było już odwrotu. A więc wiedział, a mimo to kupił pierścionek... Cały Kuba, uosobienie dobra.
 — Chciałbym, żebyś pozwoliła mi mówić. Dla odmiany, ty dzisiaj słuchaj, dobrze? — spytał. 
Nie był zły, ani smutny. Był obojętny.
 — Zwróciłem na ciebie uwagę już za pierwszym razem — urzekłaś mnie swoją delikatną urodą i tym całym zagubieniem — zamyślił się na chwilę. — Zawsze wiedziałem, że byłem inny. Nie układało mi się w życiu, zarówno w sporcie jak i w miłości. Aż poznałem ciebie... Za twoją namową wróciłem do skoków i twoją zasługą jest miejsce, w którym dzisiaj jestem. Ale... — zawiesił głos — to nie wszystko. Pokochałem cię, bo byłaś mi jak siostra, najlepsza przyjaciółka, próbowałem też wykorzystać atuty twojego ciała. Czułem w tym mieszkaniu dziwną chemię — jeśli wiesz o co mi chodzi, a niestety nie była to reakcja między nami... — przy tych słowach podniosłam wzrok, a on spojrzał mi w oczy głęboko i już wiedziałam, że wszystko skończone. 
Uf - przeleciało mi przez myśl - nie będę musiała wszystkiego tłumaczyć od początku. Ścisnęłam jego dłoń, chcąc mu przerwać, ale mnie uciszył.
 — Nie była to reakcja między nami, ponieważ być nią nie mogła. Za każdym razem, gdy widywałem Dawida... — zatrzymał się na chwilę, a ja się zagubiłam.
 — Przepraszam, co ma z tym wspólnego Dawid? — szepnęłam drżącym głosem, myśląc gorączkowo. Różne tezy chodziły mi po głowie, ale w ogóle nie krążyły wokół blondaska. Kuba westchnął.
 — Nie wiesz o tym, że zeszłej nocy zorganizowałem małą akcję — dziewczyny wpadły, by cię zająć, a ja z... Dawidem właśnie, wybrałem się w podróż do mojej ciotki, która przechowywała nasz stary, rodzinny klejnot, ten tutaj — wskazał na pakunek. — Postanowiłem ci go podarować i się oświadczyć, bo wydawało mi się, że cię kocham.
 — Wydawało ci się? — zdziwiłam się na głos, bo już całkowicie nic nie rozumiałam.
 — Tak. Myślałem tak, dopóki między mną i Dawidem nie doszło do pewnego... hmmm... zdarzenia — jąkał się, a jego przerażony nagle wzrok powiedział mi więcej, niż tysiąc słów.
 — Ty... ty i Dawid? Ten tego? Mój Boże, miałam na myśli - zakochałeś się w nim?! — wydusiłam z siebie, a świadomość absurdalności tej sytuacji prawie zwaliła mnie z krzesła.
 — Tak i mam nadzieję, że to zrozumiesz. Starałem się o tym nie myśleć, nawet dziś rano, gdy wróciliśmy, chciałem ci się oświadczyć i wiem, że byłem głupim egoistą. Teraz tego żałuję — jego głos się załamał. 
Ale jaja! - mój mózg parował dosłownie od nadmiaru wrażeń. Kuba i Dawid? A co z Sylwią?
  — Co na to Sylwia? — spytałam rzeczowo, a jego mina wyrażała zdziwienie — pewnie myślał, że rzucę się na podłogę, krzycząc i bluźniąc na nich. 
 — Mam być szczery? — spytał.
Pokiwałam głową.
 — Identyczna sytuacja jak z tobą - Dawid próbował żyć normalnie, choć wiedział, że jest inny.
Oddychałam głośno, a dzika euforia, jaka we mnie narastała, nareszcie przerwała bariery strachu. Zerwałam się z krzesła, objęłam Kubę i wyściskałam mocno jak najlepszego przyjaciela, którym przez ten cały czas był.
 — Kocham was! — krzyknęłam. - Kocham świat. Jestem za równością i związkami homoseksualnymi! Żyjcie długo, szczęśliwie i  kochajcie się wzajemnie!
Nie panowałam nad sobą. Dłonią szukałam już w torebce telefonu, by zadzwonić do mojego Maćka.
 — Teraz pozwól, że ja również się ujawnię — powiedziałam wesoło. — Kocham twojego brata!
Kuba kiwnął głową. Nie tego się spodziewałam, ale było mi już wszystko jedno.
 — Wiem — stwierdził. — Z nas wszystkich, to chyba ty domyśliłaś się tego jako ostatnia, Madziu — powiedział i machnął mi dłonią na pożegnanie.
Wybiegłam na zewnątrz jakby gonił mnie sam diabeł. Na chodniku zderzyłam się z kimś sporo wyższym — spojrzałam w górę.
 — Dawid! — pisnęłam jak szalona i jego też uściskałam — Jesteśmy chorzy! — poinformowałam go, a on rzucił mi zaskoczony uśmieszek.
 — Rozumiem, masz prawo być zła... — zaczął, ale ja już odwracałam się na pięcie.
 — Jesteśmy wszyscy chorzy z miłości! — krzyknęłam i tyle mnie widział.
Miałam całkowitą rację — młodzi, głupi, ślepi. Próbowaliśmy robić na siłę rzeczy, o których nie mieliśmy jeszcze zielonego pojęcia. Prawdziwa miłość spotka cię mimo wszystko, znajdzie gdziekolwiek będziesz. Nie ochronisz się. Nie uciekniesz. Nie zniszczysz jej pozorną oziębłością, ani dobrą grą aktorską. 
Noc była wciąż młoda, gdy przy chodniku zatrzymał się samochód mojego mężczyzny — już nie chłopca, którym był jeszcze pół roku wcześniej, a faceta gotowego na przyjęcie całej miłości, którą mogłam mu dać i ofiarowanie mi swojej. Tamtej nocy uczucia i wrażeń nam nie zabrakło...


The End. Fin. Koniec.

* Ha ha! Żadnych świeczek i płatków róż :)